Anię matka rzucała o kaloryfer i biła kablem od żelazka. Jej siostry molestował ojczym. Weronikę, Piotrusia i Pawła policja znalazła nagich. Leżeli na pijanych rodzicach. U boromeuszek dzieci te dostały zastrzyk miłości. Ktoś je wreszcie przytulił…
W każdej po trzy, cztery łóżeczka, jedno oddzielone od drugiego ściankami w kształcie lokomotywy albo drzewka, czy domku krasnoludka. Siostry tak urządziły cały dom, że każda z jego części przypomina mieszkanie. Jest kameralnie. Nie ma tu ani wielkiej wspólnej jadalni, ani bawialni. Każda grupka ma swój zaciszny kącik, kuchnię. Swój świat. – Siooostraaa! – krzyczą nastolatki, kiedy wchodzimy do „uczelni”. W przestrzennej jasnej sali stoi biblioteka, jest 50-calowy telewizor plazmowy, playstation. Przy jednym ze stolików siedzi pochylona nad książką z geografii Ania. Brunetka z tęczową opaską na włosach promiennie się uśmiecha. Chce pokazać nam, jak tańczy z instruktorką z playstation. Ania jeszcze przed dwoma miesiącami przynosiła po 11 jedynek. Trafiła do boromeuszek po przejściach, osiem lata temu. Matka rzucała nią o kaloryfer albo biła kablem od żelazka. „Ty ku…” – krzyczała do dziewczynki. Jej siostry molestował ojczym. Nawet wtedy, kiedy przyjechali z matką odwiedzić dzieci w ośrodku. Kobieta bawiła się z Dagą i Olą piłką. Ojczym po kolei obmacywał dziewczynki. Dzieci zaalarmowały siostry. – Wezwałyśmy policję i prawa rodzicom ukrócili – mówią zakonnice. Ale rany dzieci noszą. 10-letnia Ola na przykład co chwila zmienia szkołę. Raz taki raban zrobiła, rozwalała, co miała pod ręką, że dyrektorka po zakonnice dzwoniła. – Chciałam wysłać kierowcę – mówi s. Wanda – bo miałam zajęcia z dziećmi. Ale dyrektorka na to, że kierowca sobie nie da rady, musi przyjechać siostra. Oli spacyfikować nie potrafiło czterech nauczycieli, bo dziewczynka krzyczała, że jak ją któryś dotknie, to o molestowanie oskarży. – Jedna dziewczynka mówiła, że będzie prostytutką. Bo jej mama jest. Proponowała dzieciom seks. Dzieci od razu zgłosiły. I niestety w takich przypadkach prosimy je o opis historii i podpis. Od razu obejmujemy je pomoca psychologiczną. Takie są rezultaty historii z Zabrza… Pod tym względem praca zakonnic przypomina stąpanie sapera po polu minowym. – Trzeba uważać, gdzie może wybuchnąć bomba, bo i dzieci są niestabilne emocjonalnie, i czasy takie, że każdy gest można odczytać opacznie. Wystarczy, że dziecko powie rodzicom, że ktoś je tu przytula, albo nie zgłosi nam najpierw, że ktoś je atakuje i telewizję będziemy mieć na drugi dzień – mówią siostry. Przez otwarte okno dochodzi warkot busa. – Dzieci wróciły! – mówi siostra i zbiega na dół. Po chwili dwie dziewczynki wbiegają do „uczelni”. „Szczęść Boże!” – wołają uśmiechnięte. – Jestem głodna, siostro! – mówi jedna. Na nasz widok zatrzymuje się zawstydzona. Siostra tłumaczy, że jesteśmy z prasy. Zza pleców odzywa się Ania: – Przygrzać ci obiad? – Mhm – przytakuje 6-latka. Biegną do kuchni na końcu sali.
Dwa światy
8 zakonnic jest tu całą dobę. To jest ich dom zakonny. Pomaga im wykwalifikowany personel, w sumie 40 osób. Dyrektorzy SOW czy domów dziecka wychodzą o 16.00 do domu, wychowawcy zmieniają się na dyżurach. I choć na pewno wiele serca wkładają w swoją pracę, to nie są w stanie stworzyć placówki takiej jak zakonnice. – Domu – tłumaczy psycholog ośrodka. Barbara Krogulecka pracuje u boromeuszek od 10 lat. – Nigdy nikt tu na nikogo nie krzyczał i nie podnosił ręki – mówi. – Nie ma u nas kar. Są nagrody i konsekwencje – tłumaczy s. Laurencja. – Jak dzieci nabroją, to albo na dwa dni komórki zabieramy, albo do kina w tym tygodniu nie pójdą. Za dobre wyniki w nauce, za pomoc innym, starsze dzieci dostały od sióstr tablety. Aż 20. Barbara Krogulecka jest też kuratorem sądowym. Kiedy pytam o galimatias prawny, jaki pojawił się wokół ośrodków i ich finansowania, rozkłada ręce. – Nikt nie jest w stanie tego ogarnąć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |