Anię matka rzucała o kaloryfer i biła kablem od żelazka. Jej siostry molestował ojczym. Weronikę, Piotrusia i Pawła policja znalazła nagich. Leżeli na pijanych rodzicach. U boromeuszek dzieci te dostały zastrzyk miłości. Ktoś je wreszcie przytulił…
Tak jak i prawnych absurdów. Mimo że rodzice tutejszych dzieci mają ograniczone prawa, zakonnicom nie wolno nawet włosów dziecku obciąć bez ich zgody. – Kiedy przyjechała ta trójka z nocnej interwencji, Weroniczka miała włoski, jakby jej ktoś siano nałożył na głowę. Pełne wszy. Najlepiej było je od razu obciąć, ale kogo spytać, jak rodzice non stop pijani. Siostry są też bez przerwy na celowniku. – Co chwilę mamy kontrole – wyjaśnia s. Laurencja. – Raz przyjechali eleganccy panowie i panie. Byli pod wrażeniem. I nagle jeden z panów pyta, czy dopuszczamy rodziców do kontaktów z dziećmi. Ja na to, że akurat dziś są w ośrodku odwiedziny. „A to my zobaczymy”. I jak weszli, tak od razu się cofnęli. – To było zderzenie dwóch światów. Bo, mówiąc delikatnie, w salach panował zaduch. Od rodziców paruje alkohol. Są brudni, nieraz miesiącami się nie myją. – Małe dzieci jednak tęsknią za tymi wizytami i chcą iść do domów na weekend – mówią siostry. – Jeden chłopczyk wracał ciągle chory z domu. Co się dzieje, Kacperku? – pytam – relacjonuje s. Laurencja. „Nic” – mówił. Poszłyśmy pod dom jego mamy. A tam zamiast okien kilka desek. Wiało i śniegiem sypało do środka. Zainterweniowałyśmy i w Wigilię ekipa wstawiła okno. Czasem dzieci wracają z domu zagłodzone. Jeden z chłopców przyznał się, że cały dzień żuł skórkę od chleba. Inne pałętają się po kątach, na podwórku, bo ojciec gra na komputerze albo pije z kolegami. „Dziadek śmierdział śledziami i wódką” – przyznał jeden z maluchów. – Ale są sytuacje, że idą do mamy, która na nowo ułożyła sobie życie, ma konkubina i z nim dzieci. Widzą, że w domu toczy się rodzinne życie, że tamte dzieci są z ich mamą, a one nie. Pytają: czemu? – mówi pani psycholog. I co? – Muszę na siłę tłumaczyć, że mama się stara i je kocha… Dzieci żyją w dwóch światach. Czy to dobrze? Psycholog: – My też w dzieciństwie widzieliśmy różne sytuacje i nie chcemy ich powielać. Ale widzieliśmy też, że wiele można lepiej załatwić, żyć inaczej. I tak jest z tymi dziećmi: widzą, że matce nie chce się wstać, przez to nie pójdą do szkoły, że jeśli zapiła, to nie będzie śniadania, że się nie myje. W ośrodku siostry pokazują im, że trzeba się mobilizować. Widzą, jak żyć według zasad dobra i miłości. Potem same wybiorą. – To jest ciężki temat – mówi s. Wanda. – Mówimy o tym, ale zawsze boli. Dzieci słyszą od rodziców: my was kochamy, a te niedobre siostry was zabrały. Wracają roztrzęsione. Ale niektóre dziewczyny proszą: „Siostry, zróbcie coś, bo my nie chcemy iść do domu”. I nie idą. Siostry dają też dzieciom coś czego zwykły SOW nie daje. S. Wanda: – Mówię dzieciom, że widzę w nich Pana Boga, że On mnie nimi obdarował.
Patrzeć w przyszłość
– My tu jesteśmy jak wielka rodzina! – wita nas Ewa w progu 70-metrowego mieszkania, około kilometra od ośrodka boromeuszek. To jedna z trzech filii SOW. Jest tu pięć pokoi, kuchnia, łazienka, garderoba i mała spiżarnia, a mieszka 10 dziewczynek z ośrodka. Tu dostosowują się do przyszłego samodzielnego już życia. Uczą się gotować, robią pranie, płacą rachunki i chodzą na zakupy. Rano przychodzi tu pani Teresa. Wychowanka SOW ma już dziś męża i dwóch synów. Dziewczyny przy niej uczą się smażyć racuchy, naleśniki, kotlety. – Żeby mogły za kilka lat poradzić sobie same – mówi pani Teresa. O 14.00 przychodzą panie Justyna i Dominika. Do 20.00 robią z dziewczynami zadania. Ale czasem trzeba po prostu przytulić którąś, wysłuchać albo wyciszyć emocje. W mieszkaniu panuje idealny ład. Dziewczyny sprzątają same. Na naszą wizytę upiekły puszyste ciasto z bitą śmietaną i bananami. – Przyślę wam tu moje dzieci na szkolenie – rzucam nieopatrznie. – OK – wypala Sylwia, ale ja do pani pójdę, za córkę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |