Syryjczycy składają naprawdę niezwykłe świadectwo chrześcijańskie. Przyjmijmy ich serdecznie.
Zasiew krwi
Jeśli dobrze przyjrzeć się temu, co mówi siostra Brygida, to właściwą reakcją jest osłupienie, a co najmniej zdziwienie. Bo opowiada o nadziei, którą niesie… wojna w Syrii. – Młodzież chrześcijańska i muzułmańska w Aleppo i w Damaszku współpracuje, pomagając ludziom. To wielka nadzieja na przyszłość. Tego przed wojną nie było. Wszędzie widać wiele solidarności między ludźmi. Wierzę, że z całego tragizmu i okrucieństwa, z krwi tak wielu męczenników obudzi się jakaś nowa świeżość chrześcijaństwa. Owoce męczeństwa na Bliskim Wschodzie będzie zbierał cały Kościół – mówi siostra. Myślę o wierze tej drobnej, ale mocnej kobiety. Czym karmi się jej zaufanie mimo obrazów takiego tryumfu zła, jakie dochodzą choćby z jej ukochanej Rakki? Odpuszczam sobie próbę pojęcia, dlaczego s. Brygida mówi o dobru, a zło, cierpienie, okrucieństwo pozostawia bez słów.
Czego potrzebują syryjscy uchodźcy?
– Myślę, że oni się w naszych kościołach bardzo dobrze odnajdą, mimo że będą z obrządków wschodnich. Zwłaszcza jeśli są z Damaszku. Do kościoła łacińskiego przychodzi tam wielu chrześcijan Kościołów wschodnich: syryjskich, ormiańskich, maronitów itd. Może im trochę brakować bogactwa liturgii wschodniej: śpiewów kadzidła, ruchu – mówi s. Brygida o mających przybyć do naszej diecezji Syryjczykach. Oni sami zaś raczej nie powinni swoimi zachowaniami liturgicznymi wzbudzać konsternacji. – Ubierają się po europejsku. Jeśli chodzi o gesty liturgiczne, to najbardziej odmienne od naszych mogą być delikatne skłony głową, które robią w czasie modlitwy. Prawosławni robią znak krzyża trzema palcami dłoni i zaczynają od prawego ramienia, ale myślę, że po prostu przystosują się do tutejszych zachowań – mówi.
– Najbardziej może im tu brakować bliskich relacji społecznych. Tam ludzie żyją bardzo blisko siebie, często się odwiedzają. I tego najbardziej będą potrzebowali: zainteresowania, życzliwości, otwartego serca, pomocy w zwykłych sprawach. Po prostu ludzkich relacji. Nie chodzi o rzeczy trudne. Dobrze byłoby na przykład zaprosić ich na kawę, herbatę i porozmawiać. Jeśli z naszej strony będzie dobra wola i dobroć serca dla nich, to będą szczęśliwi. Tylko trzeba wiedzieć, że kiedy proponuje się dajmy na to kawę, to trzeba zapytać dwa razy. Bo w ich kulturze zawsze za pierwszym razem wypada odmówić – opowiada franciszkanka.
Siostra uważa też, że warto zapraszać Syryjczyków na spotkania grup i ruchów religijnych w parafiach. – Powinni bardzo chętnie przyjść. W naszym klasztorze uchodźcy licznie uczestniczą w spotkaniach katechetycznych czy biblijnych. A poza tym mogą być dla naszych wiernych także wspaniałymi świadkami wiary – podsumowuje s. Brygida Maniurka. A ja mam nadzieję, że dwaj syryjscy chłopcy, synowie Shadiego z Damaszku, którzy zamieszkali w Głogówku, nie będą kopali piłki tylko między sobą, ale wkrótce będą biegać za futbolówką razem z miejscowymi kolegami.
Witajcie – ahlan wa sahlan
„Ahlan” po arabsku znaczy rodzina, „sahel” – łatwy. Jeżeli mówimy komuś „ahlan wa sahlan” – to wyrażamy życzenie, żeby środowisko, do którego wchodzi, było dla niego rodziną i żeby było mu w nim łatwo, dobrze. Imię Jezusa syryjscy chrześcijanie wymawiają „Jesua” (natomiast muzułmanie jako „Aisa”). Chrześcijanie używają także słowa „El Masih”, co znaczy Chrystus, czyli tak jak po grecku – namaszczony. Natomiast jeśli chcemy komuś powiedzieć: „Niech nasz Pan wam błogosławi”, mówimy: „Rabna jubarykukom” – tłumaczy s. Brygida Maniurka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |