Błażej chciał wyjść z bidula i stworzyć własny, dobry świat. Magda marzyła, by wyjść na prostą. Nie wyszło. Dzieci z domów dziecka mają pod górkę. Czasem jednak spotykają dobrych ludzi. I Annie się udało.
I znów bidul...
Siostra Magdalena Krawczyk, antonianka, dyrektorka największego w Polsce Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi, bardzo często przyjmuje pod swój dach byłe wychowanki domów dziecka. – W ubiegłym roku mieszkało u nas sześć młodych matek, które przyszły do nas wprost z domów dziecka... Przyjmujemy też często dorosłe wychowanki placówek opiekuńczych, już po tzw. usamodzielnieniu – opowiada s. Magdalena. – Po wyjściu z domów dziecka niektóre z nich nawet otrzymały mieszkania socjalne i niewielkie pieniądze na start. Jednak kompletnie nie potrafiły odnaleźć się w rzeczywistości i po prostu nie podołały obowiązkom i samodzielności. Straciły wszystko, co miały. Związały się z nieodpowiednim mężczyzną, zaszły w ciążę. I w końcu opuszczone, samotne, z maleńkim dzieckiem trafiły na bruk. Potem do nas...
Siostra Magdalena zwraca uwagę, że w prowadzonym przez nią domu samotnej matki pracownicy i pozostałe siostry antonianki starają się nauczyć młode matki wszelkich umiejętności, które pozwolą im w przyszłości samodzielnie żyć. W przypadku kobiet – wychowanek domów dziecka, praca jest szczególnie trudna. – Takie dziewczęta bardzo często przyzwyczajone są do obsługi: w domach dziecka niemal nie miały obowiązków. Wiele z nich wykazuje też postawę roszczeniową. Nie znają wartości pieniądza i nie potrafią mądrze gospodarować budżetem. Tego wszystkiego staramy się je nauczyć, choć moim zdaniem naukę powinno się podejmować znacznie wcześniej – właśnie w placówkach opiekuńczych – mówi s. Magdalena.
Poważnym problemem jest to, że dziewczyny nie mają dobrych wzorców rodziny, małżeństwa, kobiecości. Dlatego dużo łatwiej je skrzywdzić i oszukać. Kobiety często powielają błędy swoich rodziców. Tym samym nader często zdarza się tak, że dorośli wychowankowie domów dziecka nie sprawdzają się w roli matki lub ojca. Więc i ich dzieci trafiają do ośrodków... Złe koło się zamyka.
Jak (umieć) żyć?
Magda, gdy wyszła z domu dziecka, najpierw mieszkała u biologicznego ojca. Zły wybór, bo przez te wszystkie lata wcale się nie zmienił. Musiała uciekać. Tułała się to tu, to tam. Nauki nie kontynuowała, bo jakoś potrzeby nie czuła. Zresztą jak? Za co? Poza tym czy ktoś taki jak ona może w ogóle zdać maturę? W końcu poznała Olka. Czarny taki, śliczny. Spojrzał, a ona się rozpłynęła. Z pewnością – myślała – on ją pokocha tak, jak nikt nigdy nie pokochał. Po dziewięciu miesiącach urodziła się Oliwka. Olek się ucieszył? Niezbyt. Kombinuje, jak alimentów nie płacić.
Magda z Oliwką zamieszkały w domu samotnej matki. Wyboru nie miały. Dziewczynka podrosła, matka chyba dojrzała. Magda naprawdę chce zacząć wszystko od nowa. Tylko jak? Złożyła wniosek o lokal. Jeśli lokal dostanie, jako była wychowanka domu dziecka otrzyma od państwa skromną wyprawkę na nową drogę życia. Tylko kiedy... Przed Magdą, na liście, czeka kilkaset osób „z taką samą sytuacją jak pani”. Zejdzie i dziesięć lat. Tylko gdzie czekać? W domu samotnej matki przecież tak długo nie można...
– Ci młodzi dorośli ludzie dorastający w tzw. placówce po wyjściu z niej najczęściej zostają sami. Bo chociaż w teorii przypisuje się im opiekuna, który ma wspierać w usamodzielnianiu, w praktyce ta instytucja rzadko dobrze działa. Opiekunowie to często ludzie przypadkowi, nie mają w zasadzie żadnej możliwości sensownej pracy z podopiecznym. Rzadko kiedy naprawdę im na nich zależy – mówi gorzko (i anonimowo) pracownik jednego z mazowieckich domów dziecka. – Podobnie jest z tzw. programami usamodzielniania. Niby istnieją, ale wszyscy wiedzą, że to bardziej propaganda niż sensowne działania. Tak się to robi, żeby zamydlić oczy i wypełnić odgórne zalecenia. Dlatego na wagę złota są inicjatywy, które w sposób wielopłaszczyznowy wspierają młodych ludzi opuszczających domy dziecka.
Agnieszka i Piotr Nowakowscy kilka lat temu postanowili „zrobić coś dobrego”. Tak by ich wsparcie i konkretna praca pomogły właśnie dzieciom z domów dziecka. Znajomy zakonnik zapoznał Nowakowskich z siostrami kapucynkami, które w Siennicy prowadzą mały, kameralny dom dziecka dla dziewcząt. – Siostry dają z siebie wszystko, by dziewczęta wychować prawidłowo i by weszły w dorosłość w jak najlepszy sposób. By po prostu dały sobie radę. Gdy zaproponowaliśmy współpracę, były bardzo chętne i otwarte na nasze pomysły. Powstała Fundacja Razem w Dojrzałość (działająca całkowicie non profit) i już od czterech lat, z grupą przyjaciół, wspieramy wychowanki sióstr – opowiada Agnieszka Nowakowska, prezes fundacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |