W budynku likwidowanej szkoły stworzono przed dwoma laty nowoczesną przestrzeń dla zagubionej młodzieży z całej Polski, która pod okiem specjalistów i wychowawców próbuje naprawić popełnione błędy. I już do nich nie wracać.
W trzech grupach wychowawczych chłopców i w trzech grupach dziewcząt, które nie mogą przekroczyć dwunastu osób, odbywa się codzienna praca, którą koordynuje 26 wychowawców i 16 nauczycieli. – Często powtarzam naszym dzieciom, że jest to szkoła z internatem, bo zgodnie z procedurami większość dzieci wyjeżdża na weekendy i święta. Ci, którzy nie chcą się dostosować do wszystkich reguł, niestety, nie mogą korzystać z ulg. Czasami zdarza się, że ktoś ucieknie z ośrodka do domu rodzinnego, w którym jest chłodno i głodno, gdzie nikt na niego nie czeka. Trudno to tak zwyczajnie wytłumaczyć. Takie zachowania są naturalne, jednak dla mnie to zawsze powód do przemyśleń i mobilizacji, by jeszcze lepiej dotrzeć do takiej osoby. Ktoś, kto podejmuje taką pracę, wkłada całe serce w wychowanie młodych ludzi – podkreśla pani dyrektor.
Zdaniem Moniki Tofil niektóre przepisy administracyjne i prawne są jednak wadliwe i mało praktyczne w tej materii. – Jeżeli podopieczny kończy 18 lat, musi ośrodek opuścić. Trzeba się zastanowić, dokąd wracają ci młodzi ludzie. Często jest to dokładnie to samo środowisko, w którym wpadli w kłopoty. Jeżeli nie ma później współpracy z rodziną, troski ze strony najbliższych, cały trud wychowawczy może pójść na marne – konkluduje.
Czas naprawy
Mikołaj jest gimnazjalistą. Wygląda na bardzo sympatycznego. Opowiadając swoją historię, czasami się uśmiecha. Bardzo lubi sport, gra w piłkę, a ostatnio stanął na podium w zawodach w wyciskaniu sztangi. Trenerką, a jednocześnie wychowawczynią, która umożliwia mu realizowanie pasji, jest Sylwia Sowa. – Jestem z Lublina. Trafiłem tu, bo nie chciałem chodzić do szkoły. Rozdzielono naszą klasę z podstawówki, więc spotykaliśmy się z kolegami w domu i graliśmy na konsoli, zamiast iść do szkoły. Dopiero na wywiadówce wyszło, że nie chodziłem do szkoły. Potem pojawiło się pismo z sądu. Dostałem też kuratora.
Gdy przyszło skierowanie do ośrodka wychowawczego, nie chciałem tam iść, ukrywałem się nawet przed policją. Nikt z bliskich nie wiedział, gdzie wtedy byłem. W chwili gdy dowiedziałem się, że odwołano moje skierowanie do ośrodka wychowawczego, wróciłem na święta Bożego Narodzenia do domu. Już w nowym roku przyszło wezwanie do kolejnego ośrodka wychowawczego, tym razem do Rejowca. Postanowiłem, że się zgłoszę – opowiada.
Mówi, że w domu niczego mu nie brakowało, choć wcześnie zmarł mu tata, a mama wyjechała za granicę do pracy. Chłopca wraz z rodzeństwem wychowywała babcia, z którą miał dobre relacje. Jednak wpływ rówieśników był silniejszy. – Zamierzam skończyć szkołę, nie popełniać podobnych błędów i wziąć odpowiedzialność za swoje życie – tłumaczy Mikołaj. Podkreśla, że atmosfera w ośrodku jest życzliwa, zarówno wśród podopiecznych, jak i wychowawców. – Gdy przychodzi do nas ktoś nowy, rozmawiamy ze sobą, dzielimy się swoimi doświadczeniami i staramy się, aby nikt nie czuł się odrzucony – podsumowuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.