– Bez Łukasza, mojego skarbu, chyba już bym nie przeżyła. To takie nasze słoneczko – zapewnia pani Ewa, zastępcza mama z dwuletnim stażem.
Swoje życie dzieli na dwie części: tę „przed Łukaszem” i tę, która rozpoczęła się w styczniu 2008 r., gdy chłopiec pojawił się w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 4 w Krakowie. Nie przypuszczała, że 31 października 2013 r. zamieszka w jej domu. Łukasz, słysząc to, uśmiecha się całym sobą i pyta, choć dobrze zna odpowiedź: – Kochasz mnie w serduszku? Jestem na stałe? – Tak, Łukaszku, jesteś na stałe. Bardzo cię kochamy! – odpowiada pani Ewa i dodaje, że to, co wydarzyło się w ich życiu, można streścić jednym słowem: miłość.
Tyle wart jest człowiek...
– Nigdy nie myślałam, że mogłabym być rodziną zastępczą i choć ta decyzja wywróciła moje życie do góry nogami, była najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić. Bo człowiek tyle jest wart, ile pomaga innym – przekonuje pani Ewa. Gdy się poznali, chłopiec miał niespełna 10 lat. – Był drobniutki i wyglądał na 6-latka. Zresztą cały czas wygląda na 5 lat mniej niż ma. To dlatego, że jest chory – jego mama, będąc w ciąży, brała bardzo silne leki i Łukasz urodził się jako wcześniak, z poważną niedowagą i zamartwicą – tłumaczy jego zastępcza mama. Łukasz jest też niepełnosprawny intelektualnie w stopniu umiarkowanym. Gdy trafił do SOSW, został uczniem III klasy szkoły podstawowej specjalnej. Później jego tata – wtedy już bardzo chory na raka – zapisał go do internatu, gdzie pani Ewa jest wychowawczynią. – Wszystkiego się bał: jazdy tramwajem, przejścia pod mostem („bo się zawali”), wysokości („bo mogę spaść”), burzy, zwierząt domowych, wody (nie chciał zamoczyć stóp w rzece, „bo rybki gilgoczą”). Uciekał z sali w kierunku windy, bo fascynowały go wszelkie przyciski, a ja, próbując złapać go za koszulkę, biegałam za nim. Jogging miałam w pracy – śmieje się zastępcza mama, którą Łukasz nazywa jednak „ciocią”. – Bardziej kojarzę mu się z internatem. Za to do mojej kuzynki Marysi, która z nami mieszka, zaczął mówić „mama” – wyjaśnia i dodaje, że choć w pracy lubi wszystkie dzieci, Łukasz szczególnie chwycił ją za serce. Dlaczego? Taka była wola Boża.
Pomogła św. Rita
Gdy we wrześniu 2008 r. tata chłopca zmarł, zaczęła się trudna historia z happy endem. Nikt nie wiedział, gdzie jest biologiczna mama Łukasza (dziś wiadomo, że ciężko chora nie jest w stanie opiekować się synem), a dalsza rodzina nie wzięła go do siebie. Najpierw trafił więc do pogotowia opiekuńczego, a pół roku później – do Domu Dziecka w Gorlicach. – Będąc w pogotowiu, cały czas chodził do naszej szkoły i coraz mocniej byliśmy zżyci. Gdy nadszedł dzień jego wyjazdu do Gorlic, nie przyszłam do pracy. Płakałam w domu. Wiem, że on też płakał, bo nie chciał jechać – wspomina pani Ewa, która w odwiedziny pojechała już w maju, na Pierwszą Komunię św. Gdy dowiedziała się, że Łukasz Wielkanoc spędził w domu dziecka sam, serce aż się w niej ścisnęło. – Boże Narodzenie 2009 r. spędził więc u nas, dostałam zgodę sądu, by go zabrać na święta – wspomina zastępcza mama. Potem chłopiec przyjeżdżał już regularnie – na Wielkanoc, Boże Narodzenie, w wakacje. – Rozstania były straszne, już tydzień wcześniej coś nas dławiło w gardle. Aż w końcu, w 2013 r., znajoma zapytała, czemu nie wezmę Łukasza na stałe. Zdziwiłam się, bo lata już nie te i zdrowie nie najlepsze, ale ziarno zostało zasiane i postanowiłam zostać jego rodziną zastępczą – mówi pani Ewa. Wydawało się jednak, że problemy związane z miejscem zameldowania chłopca, szkołą i kilkoma innymi sprawami przekreślą jej plany. Niebiosa nie dały jednak za wygraną. – Pomogła... św. Rita. Pracuję niedaleko kościoła św. Katarzyny, więc codziennie szłam do św. Rity – modliłam się, by wstawiała się za nami u Boga, bo po ludzku sprawy wyglądały beznadziejnie. W końcu się poukładały i 22 października 2013 r. już oboje pojechaliśmy z różami, by podziękować naszej świętej – opowiada pani Ewa. Jak przekonuje, Łukasz zachwyca ją tym, jak wielkie postępy zrobił w ciągu 7 lat – dziś to młody i rezolutny mężczyzna, który potrafi czytać, pisać i liczyć. Jest bardzo ambitny i chętnie się uczy, a najbardziej interesuje się astronomią i medycyną. Sam porusza się po mieście, umie zrobić zakupy, umówić się do fryzjera, zna się na komputerze, świetnie pływa i zdobywa medale na zawodach. Potrafi nawet zrobić pyszne śniadanie i obiad. – Chcę go maksymalnie usamodzielnić, by kiedyś radził sobie w życiu. By się nie bał, a jednocześnie by nie był zbyt ufny. By dojrzał, jak tylko się da – mówi pani Ewa. Póki co, Łukasz ma w sobie sporo dziecięcej radości. Przed Bożym Narodzeniem robi świąteczne ozdoby, pomaga w porządkach i pieczeniu ciast, a w Wigilię, gdy zapadnie zmrok, jak co roku pójdzie z kuzynką pani Ewy na mały spacer. Gdy wrócą, co sił pobiegnie sprawdzić, czy aniołek przyleciał przez otwarte okno i zostawił coś pod choinką. Zawsze zostawia.
Całą dobę i cały rok
Obecnie w Krakowie działa 121 niespokrewnionych rodzin zastępczych dla 143 dzieci oraz 320 spokrewnionych dla 401 dzieci, a także 8 zawodowych specjalistycznych rodzin zastępczych. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej cały czas szuka kolejnych, dlatego na ulicach miasta do końca roku wisieć będą specjalne plakaty. – Nie znam innej pracy, która trwa całą dobę i cały rok, ale wszystkie nasze rodziny mówią, że warto się jej podjąć – zachęca Marta Chechelska-Dziepak, rzecznik MOPS. Szczegółowe informacje można znaleźć na: www.mops.krakow.pl i pod numerem: (12) 422 29 94.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |