Wszystko oprócz głupoty

Pożytki z misji mogą być bardzo niespodziewane. Heniek Hajzyk ze Świerklan pojechał do Tanzanii odwiedzić brata – misjonarza, a znalazł tam swoją przyszłą żonę.

Umówili się, że w następnym roku w czasie wakacji to Everine odwiedzi w Polsce Heńka. A jednak nie wszystko poszło tak idealnie, jak się zapowiadało. Doszło wtedy do tragedii, która wywróciła ich plany do góry nogami. Ksiądz Marian, brat Henryka, zachorował i w ostatnich dniach 2001 roku zmarł na malarię. Malaria kosi ludzi w Tanzanii. Również drugi z braci Hajzyków, Józef, który jako brat salwatorianin też pracował na misjach w Tanzanii, ciężko zmagał się z tą chorobą i w końcu, za radą lekarzy, wrócił do Polski.

Everine nie przyleciała w następne wakacje do Polski. Udało się to jednak nieco później, w czerwcu 2003 roku. Jeszcze w tym samym roku ona i Henryk pobrali się w Tanzanii. Ślązak ze względu na pracę musiał wrócić do Polski trochę wcześniej. Everine wyleciała kilka tygodni po nim. Wypadło to właśnie w śnieżny i mroźny grudzień 2003 roku – co opisujemy na początku tego tekstu.

Gryfnie godać

Na początku pobytu na Śląsku Everine tęskniła za Tanzanią, zwłaszcza kiedy Heniek wychodził do pracy. Latem można było jeszcze wyjść do ogródka, ale zimą czuła się w czterech ścianach jak uwięziona. To jednak się zmieniło, kiedy na świat przyszli ich chłopcy. Tomek ma teraz 12 lat, Robert – 10, a Marcin 4 latka. Już raz w tym składzie odwiedzili rodzinę w Tanzanii – z tym, że Marcin był wtedy jeszcze pod sercem Everine.

Matka Henryka od lat nie żyje. Mówić po polsku nauczył więc Everine jej teść. To znaczy, tak jej się tylko wydawało, że to było po polsku... W rzeczywistości czarnoskóra dziewczyna nauczyła się gryfnie godać po naszymu.

Co najbardziej na Śląsku polubiła? – Zista! – odpowiada Everine i wybucha śmiechem. Zista to w ślonskij godce babka. Teraz, po 13 latach na Śląsku, kobieta umie już zarówno godać po ślonsku, jak i mówić po polsku, choć czasem brakuje jej jakiegoś słowa.

Opanowanie gotowania polskich potraw czy pieczenia ciast to było wyzwanie, w którym pomogli jej dobrzy ludzie ze Świerklan. Sąsiedzka pomoc była dla niej ważna zwłaszcza wtedy, kiedy wszystko było tu dla niej nowe; gdy chciała z kimś pogadać czy kiedy potrzebowała rady w sprawie opieki nad dziećmi. Everine pyta, czy może za pośrednictwem „Gościa” podziękować przynajmniej niektórym z tych, którzy okazali jej serce.

– Bardzo mi pomogli państwo Fabian, ona jest w Świerklanach kościelną. Pani Irena Kobuz pomogła mi przy dzieciach. Doktor Wężyk dał pracę, sprzątam teraz w ośrodku zdrowia. No i jeszcze moja najlepsza przyjaciółka Maria Sikora. Ona mi pomogo złapać jakoś robota, razem my na przykład zbierały truskawki. Godo: „Umisz stować, umisz robić? Musisz stanyć, idymy robić, bydziesz miała jakiś grosz dlo dzieci”. Dobrze sie z nią czuja, bo to jest tako ślonsko baba – śmieje się. – To kobieta, która mie rozumie. Jest starszo ody mie, mo 56 lat, ale czujymy sie siostrami, wiesz? Ona mie znała już downo z kościoła, ale zaprzyjaźniły my sie dwa lata temu – dodaje.

To, że Everine nauczyła się gotować po polsku, nie oznacza, że nie robi czasem obiadu w stylu afrykańskim. Mówi, że w okolicznych supermarketach można dzisiaj dostać wszystkie potrzebne składniki. – Gotuja tak może roz na dwa miesiące, bo to drogo wychodzi. Robia na przykład ougari. Henio, jak to powiedzieć po polsku? – pyta Everin. Jej mąż odpowiada: – To jest potrawa z manioku, bardzo smaczna.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg