Na dobre ruszył w diecezji przed rokiem. Obecnie gromady wilczków są rozsiane po okolicznych miastach i wioskach. Ale dzieciaki nie byłyby wilczkami, gdyby nie decyzje rodziców. Czym dorosłych przekonać do skautingu syna lub córki?
Racuchy skauta
– Muszę być wzorem dla innych, bo jestem wilczkiem – wyznał niedawno inny Oliwier przed tatą. – Syn chciałby pomagać innym dzieciom zmieniać się na lepsze. Często wspomina o niegrzecznym koledze z klasy. Pytał: „Czy ja, swoją osobą, mógłbym go zmienić?” – przywołują domowe sceny państwo Kowalscy. Justyna i Marek Prygielowie mają w domu dwa wilczki: Anię i Kamila. A że każdy wilczek codziennie wykonuje jakiś dobry uczynek, to Prygielowie przestali się martwić o kolacje. – Przygotowuje je Kamil, czasem z pomocą siostry, co wieczór – mówi mama o pysznych racuchach i innych smakołykach podpatrzonych przez Kamila w mediach. Sama musi najwyżej kupić produkty na nowy specyfik, ale i to syn skrzętnie zapisuje jej na kartce.
Rodzicom pasuje system, w którym to maluchy same stawiają sobie wymagania. Dorośli nie zawsze wiedzą, jakie postanowienie podjęły dzieci, nietrudno się jednak domyślić, że nagła sumienność w jakiejś dziedzinie to nie przypadek. Dzieci uczą się nie tylko konkretnych pożytecznych czynności, ale też zarządzania własnym czasem. – Codzienne zadania wpisują do specjalnego zeszytu, tak jak terminy zbiórek, wyjazdów. Potem same tego pilnują. Jeśli jako rodzice musimy tam zajrzeć, to najwyżej, żeby przeczytać komunikat od akeli.
Dzieciaki dyscyplinuje także… odzież. – Dużo im daje noszenie umundurowania – przyznaje Marek Prygiel. – Widzę, jak wzbudza to w nich obowiązkowość. Kiedy pomagałem im naszywać na mundur odznaki, to aż rośli. Imponuje im, gdy dostają kolejną część munduru, np. chustę, pas albo krzyż na beret. – Czekają z utęsknieniem na niedzielę, gdy pójdziemy razem do kościoła, bo chcą założyć mundur na poważną okazję, nie tylko na zbiórkę – zdradza matczyne spostrzeżenia pani Justyna.
A może by…?
Dobry przykład idący od wilczków mobilizuje ich rodziców. – W Wielkim Poście zrobiliśmy sobie wszyscy jedno wspólne postanowienie: post od słodyczy – wyznaje Justyna Prygiel. – To, jak dzielne były w tym nasze dzieci, mobilizowało i nas. Zależało nam, żeby wytrwać, żeby udała się nam ta współpraca. Jej mąż przyznaje cicho, że – będąc na zwolnieniu lekarskim – pozwolił sobie na wyłom i sięgnął po małe co nieco. Przecież jeszcze nie jest skautem.
A może być. Andrzejowi Kwiatkowskiemu z Radosławia, tacie Oliwiera, już chodzi to po głowie. Odkąd zaczął obserwować gromadę syna i inne, które na jego łące rozbiły sobie latem obozowisko, chce się bardziej zaangażować podczas chłopięcych zbiórek. Najpierw jako dorosły pomocnik, ale potem – kto wie? Wie mąż pani Elżbiety ze Sławska. Już zaczął kompletować własny strój skauta. Błękitna koszula, zgrabny mundur, beret z krzyżem, chusta, getry. Każdy w tym dobrze wygląda.
– Bardzo byśmy chcieli, żeby powstała grupa skautów dla dorosłych – mówią państwo Brygielowie. Na pytanie, czy byliby skłonni codziennie wypełniać dobre uczynki, jak to skautowi przystało, odpowiadają: – Tak! Dlaczego nie? Ale pan Marek uśmiecha się przebiegle. Nadal jest na zwolnieniu… Wymówka jak ta lala. No, chyba że zostanie prawdziwym, nie tylko umundurowanym skautem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |