Na dobre ruszył w diecezji przed rokiem. Obecnie gromady wilczków są rozsiane po okolicznych miastach i wioskach. Ale dzieciaki nie byłyby wilczkami, gdyby nie decyzje rodziców. Czym dorosłych przekonać do skautingu syna lub córki?
Potwierdza to pani Marlena ze Sławska. Jej syna Konrada, od roku próbującego stawać na wysokości coraz to nowych zadań, które sobie sam wyznacza, skauting wychował do… obierania ziemniaków. – I nie tylko do tego. Teraz sam się budzi, sam wychodzi do szkoły, sam wraca przez wieś do domu – nie może się nachwalić mama. Chwali też jego przyjaciela Oliwiera. Wilczka, który niedawno wybawił Konrada z kłopotu. Jak prawdziwy dżentelmen, a raczej jak skaut Europy. – Na jednej z lekcji Konrad przebił sobie rękę. Gdy Oliwier to zobaczył, od razu odłożył na bok swoje zeszyty. Tego dnia w szkole pisał wyłącznie w zeszytach Konrada. Własne musiał uzupełnić potem, po południu. Specjalnie do nas po to przyjechał – wspomina z zachwytem pani Marlena.
Pani Elżbieta, mama Oliwiera, nie pokazuje tego po sobie, ale pęka z dumy. Oliwier i jego brat Aleksander zmienili się bardzo przez ostatni rok. – Stali się systematyczni i odpowiedzialni, wiedzą, że powinni pomóc w domu, chociażby przynieść drewno z szopki do kotłowni. To nie jest łatwe, wiem, trzeba się sprężyć, podjąć wysiłek – docenia.
Rodzice wilczków zyskują też coś dla siebie. Zawiązują się między nimi przyjaźnie. – Wcześniej się nie znałyśmy, choć mieszkamy w tej samej wsi – mówi o znajomości z Elą pani Marlena. – Teraz podwozimy nawzajem swoje dzieci na angielski, treningi, zbiórki skautów. Możemy na siebie liczyć.
Plotkom stop!
Beacie Piaseckiej skauting poprzestawiał życie. Nie, nie dlatego, że musi odwozić swoją córkę na zbiórki lub prasować jej mundur. Albo skręcać palmy wielkanocne, żeby z zarobionych na kiermaszu pieniędzy wesprzeć drużynowe wydatki. Poprzestawiał, bo bardzo tego skautingu dla córki chciała. Ale nie było osoby, która by się wilczkami w parafii św. Wojciecha zajęła. Toteż sama się zgłosiła na akelę, szefową wilczków. Szukano do tego studentki, ale nie szkodzi, że jest pracującą mamą. Tak ją to odmłodziło, że teraz mylą ją ze studentką. A zasady skautowskie ma pod ręką.
Jakie? – To, że wilczek jest zawsze czysty, że mówi prawdę, że jest zawsze radosny. Są uniwersalne. Jak inaczej wyegzekwować od dziecka prawdomówność? Bo tak i już? Nie, bo wilczek zawsze mówi prawdę! To świetna podbudowa wychowawcza – mówi z zachwytem. Próbuje to stosować także we własnym życiu. – Zawsze miałam problem z czyimiś plotkami. Teraz wiem, jak się zachować, żeby nie skłamać, gdy ktoś wścibski mnie o coś wypytuje.
Ale poważniejszą zmianą w dorosłym życiu pani Beaty jest przestawienie się na służbę. – Robię to dla Pana Boga i dla tych wszystkich dzieci, które są dla mnie Jego darem. Doświadczam też bezinteresownej pomocy innych akeli, które są gotowe przyjechać z innych miast, gdy potrzebuję pomocy przy wilczkach. Duch służby jest niesamowity! Sama też chcę być taka. Jeśli tylko się doszkolę, będę jeździć i pomagać na innych zbiórkach.
Widzi, że jej praca podoba się rodzicom. Że uczy wilczki hartować ciało i ducha, że uzdalnia je do rękodzieła lub z pomocą księdza z parafii dba o formację biblijną. Że gromadzi je na „skale narady”, uczy odgrywać scenki na kilka różnych sposobów, jak te o św. Faustynie, wystawione podczas koszalińskiego Dnia Modlitw.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |