Na dobre ruszył w diecezji przed rokiem. Obecnie gromady wilczków są rozsiane po okolicznych miastach i wioskach. Ale dzieciaki nie byłyby wilczkami, gdyby nie decyzje rodziców. Czym dorosłych przekonać do skautingu syna lub córki?
Po kamiennej posadzce biegnie bez uwagi trzyletni brzdąc. Oczy ma utkwione w mamie, nie widzi przeszkód. Nagle potyka się, lecz nie upada. Ktoś łapie go w locie. Refleksem wykazuje się dziesięciolatka. Chwyta malca za dłonie, przytrzymuje przez chwilę i pyta czule: „Już dobrze?”. To skautka. Troskę o innych ma już w nawyku. Myśli o nich, zanim pomyśli o sobie. I wcale nie trzeba było przenosić Himalajów, trenować osobowości, wysłuchiwać moralitetów. Wystarczyło kilka miesięcy pobawić się w wilczki. Bo zasady skautingu docierają do najmłodszych przez zabawę. A sprawdzają się już w całkiem poważnych sytuacjach.
Miłość w ziemniakach
Skauting to rodzaj harcerstwa, z tym że mocno stawiającego na wiarę w Boga. Oczywiście skautowskie zbiórki to nie rekolekcje, choć modlitwa i prosta biblijna formacja są ich częścią. Więcej tam zabawy, współdziałania, a przede wszystkim ruchu. Podczas Dnia Modlitw za Federację Skautingu Europejskiego, który zgromadził w Koszalinie skautów i ich rodziców z terenu diecezji, tłumaczył to rodzicom druh Tomasz Szydło, wiceprzewodniczący Rady Federalnej FSE.
– Czym jest skauting? – zapytał i przebiegł wzrokiem po kilkudziesięciu rodzicach zgromadzonych w auli Szkoły Podstawowej nr 3. – To, co my teraz robimy, to właśnie nie jest skauting. Bo skauting jest w konkrecie. Nie chodzi bowiem o gromadzenie dzieci na zbiórkach i wyjaśnianie im choćby i najwyższych wartości, np. miłości bliźniego. – Skauting polega na tym, żeby dziecko rozpaliło ogień pod kuchnią, obrało ziemniaki, ugotowało dobry obiad i poprzez te uczynki wyraziło miłość do drugiej osoby. Harcerstwo nie powinno być przegadane, powinno być w konkrecie, natomiast przemówić, podpowiedzieć coś ważnego można, ale przy okazji – przekonywał druh. Rodzice słuchali go z uwagą. Za oknami ich dzieci potwierdzały tezy druha Tomasza – biegały po szkolnym placu, szukając ukrytych skarbów, a tak naprawdę – dając się wychować do przedsiębiorczości, altruizmu, współdziałania.
Obchody Dnia Modlitw w intencji skautingu rozpoczęły się Mszą św. w kościele pw. św. Wojciecha w Koszalinie. Gromady, rodzice wilczków, zastępy harcerek i harcerzy zjechały tu ze Sławska, Biesowic, Szczecinka, Słupska, Jarosławca i Koszalina, by pod hasłem „Błogosławieni miłosierni” modlić się za swoją organizację i powierzać ją opiece Matki Bożej. Na zakończenie liturgii pozdrowił ich listownie bp Edward Dajczak, który osobiście pojawił się na apelu na zakończenie Dnia. Wyraził radość z zawiązywania się grup skautów na terenie diecezji.
Ku służbie
Wilczki, czyli skauci w wieku 8–12 lat, wychowywane są przez zabawę. Wciąż coś robią i jeśli nawet są to poważne zadania, np. przygotowywanie palm na świąteczny kiermasz, robią to z przyjemnością, bo są wówczas w dużej grupie, na zbiórce lub przy rodzinnym stole. Gdy osiągną 12 lat i z wilczków przeobrażą się w harcerzy, porzucą zabawę i wejdą w grę. Wówczas wychowywać ich będą zadania, rozwiązywanie problemów. Ale i to nie jest celem. Co więc? Po ukończeniu 17 lat staną się wędrownikami i podejmą służbę, nie tylko tę w skautingu. Będą mogli ją realizować się na wielu polach: zawodowym, społecznym, w wolontariacie. Rodzice, którzy dziś poślą dziecko do wilczków, mogą mieć nadzieję, że kiedyś powędruje ono w kierunku służby drugiemu człowiekowi.
Druh Szydło nie wtóruje chórom głoszącym, że współczesna młodzież jest niewychowana. Jako harcerz stawia na jej odpowiedzialność. – Jeżeli obdarzy się ich zaufaniem, stawiając przed nimi zadania, to oni tę odpowiedzialność uniosą. Ciekawe w skautingu i nie do zastąpienia nawet przez rodziców jest wychowanie młodych poprzez młodych. – To wszystko oczywiście trzeba nadzorować, ale dzieci potrafią się same zorganizować, same zająć się pewnymi sprawami – dodaje rodzicom odwagi druh.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |