Gra w życie

Dawid i Damian sprawnymi rękami dają biegać Lewandowskiemu. Przy „Lewym” zapominają o Bożym świecie: wózku, wspomaganym oddychaniu, zanikających mięśniach i stromych schodach.


Zapomniani


Lewandowski strzela drugiego czy trzeciego gola. Respirator oddycha razem z Damianem. Gra toczy się dalej.
– Świat jakby o nas zapomniał. Mieliśmy takie wrażenie bardzo często – mówi cicho pani Marzena. Choć nie brzmi to jak skarga. Po prostu kolej losu.

– Ja najbardziej na świecie cieszę się, że chłopcy są. Mimo tej pracy, wysiłku. Ile radości daje bycie z nimi! Każdego dnia. Ile dumy daje obserwacja, jak sobie radzą, każdy postęp, nawet bardzo mały. I kontakt mamy ze sobą świetny. Wciąż rozmawiam z Damianem o wszystkim. O każdym jednym problemie mogę mu opowiedzieć. Poradzi, wspomoże. Dawid trochę bardziej cichy. Każde dziecko przecież inne, prawda? 
Dawid nawet ma inną budowę ciała. Może dlatego jest w lepszej formie fizycznej. Choć tej dystrofii nie zatrzymasz. Kręgosłup od zanikających mięśni tak mocno się wykrzywił. Mierzy pewnie ze 160 cm. Waży koło 30 kg.


Raz w tygodniu u chłopaków jest lekarz. Wspaniały, oddany człowiek. Chłopcy nie są objęci opieką hospicjum. Zajmuje się nimi Zespół Domowego Leczenia Respiratorem. – Dbają bardzo o nich. I lekarz, i świetna pielęgniarka. Materialnie też pomaga Stowarzyszenie Spes z Katowic. Bez nich byłoby krucho, bo przecież ja nie mogę podjąć pracy zawodowej. Tu trzeba pampersy kupić, tu opłaty zrobić. A mąż... niedawno pracę stracił. Szuka i szuka, ale mówią, że pracy nie ma. Albo że jest za stary. Ma 48 lat.


Rozpoczyna się druga połowa. Zawodnicy ustawieni na boisku. Sędzia daje znak. Dwaj bracia Majrowscy, zawodnicy, są już tam, na boisku. Biegają, bronią, atakują. Wygrywają! Jak „Lewy”.
– Nigdy nie słyszałam, żeby się skarżyli. Żeby mówili „dlaczego ja?”... – pani Marzena lekko się uśmiecha. – Chociaż... Na pewno gdzieś w środku się buntują. Za to ja buntuję się ciągle i wciąż pytam: „Dlaczego Pan Bóg zapomniał o nas? No dlaczego!”.


A zapomniał? Pani Marzena chwilę milczy. Przymyka oczy. 
– Nie! – odpowiada w końcu z przekonaniem. – Kiedy mam poważny problem, kiedy jakaś pomoc potrzebna, to zawsze ktoś na drodze stanie, pomoże. I wiem, że każdy ma swój krzyżyk w życiu, swoją drogę. U nas ona taka bardziej pokręcona. 
I jeszcze pani Marzena wie, że wielkie kłopoty zsyła Bóg nie słabym, lecz silnym. Takim, którzy sobie poradzą. – Tak, radzę sobie. Choć z chorobą dzieci pogodzić się do końca nie da.


Czy to pisali ludzie


Do pokoju, raz po raz, wpada Filipek. Mleko z butelki pociągnie, przytuli się. – Dobre mam dzieci i pięknego wnusia. Wszystkie ciepłe, kochające. Sama radość. Ale... ludzie i tak nie wierzą!
 Gdy się zdjęcia chłopaków ukazały w internecie, gdy się niedawno świat o Majrowskich dowiedział, to zaopiniował: że tacy rodzice źli i nierozsądni. Że tu choroba, a tu tyle dzieci... 
– Bogu dzięki, że ich tyle! Mają siebie i nas, rodziców. A co ja bym zrobiła, gdyby tylko dwójka, starszych i chorych była z nami? U nas w domu ciągle harmider, natłok spraw. Nie ma czasu na smutek. Razem jesteśmy. 
Ale ludziom nie przetłumaczysz. Szczególnie tym, którzy nie znają, a zawsze wiedzą i widzą wszystko. 


– Oni tam napisali… – pani Marzena szepcze. Z trwogą. – Napisali w internecie, że powinnam się poświęcić i... eutanazję chłopcom zrobić. Że ja bym poszła do więzienia i swoje odsiedziała, a oni by przestali się męczyć! Czy to pisali ludzie, ja pytam? 
Matczyny głos drży wyraźnie. Mimo szeptu. Ale panią Marzenę denerwuje też takie „święte jęczenie”. Dobrotliwe miny i gadanie: „Biedna pani. I biedni oni. O Jezu najmilejszy, żeby to Pan Bóg zabrał do siebie. Bo się tak męczą” .
– No miałabym wtedy ochotę... złapać za kudły – łagodna i cicha pani Marzena na jedną tylko chwilę, jakby ostrzegawczo, mruży oczy. – Ale nie będę każdemu tłumaczyć, że takie dzieci kocha się może i bardziej niż te zdrowe. A kochane dzieci – są po prostu szczęśliwe. Mimo wszystko.


Marzenia 


Końcówka meczu. Pełne skupienie. Mama jak rzecznik prasowy. Mówi to, czego oni, tam, z murawy, nie mają czasu powiedzieć. Chłopcy najbardziej na świecie to chcieliby spotkać się z Lewandowskim. Zapraszali nawet, Dawid na komputerze pisał, do menedżera „Lewego”. Bez skutku. A przecież „Lewy” na ich Mazurach podobno piękny dom postawił. Więc w sumie są jak sąsiedzi. I gdyby tylko chciał... 


– Skoro chłopcy o tym marzą, to i ja. Ale przecież taki Lewandowski tu do nas nie przyjedzie – lekko wzrusza ramionami pani Marzena. – Do nas? Do popegeerowskiego bloku? Gdzie taka gwiazda, taki Lewandowski do Majrowskich, do chorych braci? 
Pięćdziesięciometrowe mieszkanie na pierwszym piętrze ma balkon. Tyle dobrze, bo latem można chociaż chłopaków na trochę na wózkach wystawić. Żeby pooddychali powietrzem. Znosić Daniela po schodach drewnianych, stromych, z tymi wszystkimi rurkami od respiratora, sensu nie ma. Bo niebezpieczne. 
Zresztą do niedawna to w ogóle mieli ciągle stracha: w domu od czasu do czasu prąd wyłączają. Respirator Damiana niby ma baterie, ale działają nieco ponad godzinę. A co potem? Straż pożarna zawsze pomagała. Wiozła na sygnale energię do respiratora, jak powietrze do oddychania.
 – Niedawno dostaliśmy przenośny agregat prądotwórczy. Stresu ciut mniej...


Wielkie marzenie pani Marzeny to wyprowadzka. Do jakiegoś mieszkania na parterze. Podobno gmina takim mieszkaniem dysponuje. Tylko jakoś trudno o zamianę. Stowarzyszenie Spes zbiera podpisy, przygotowuje petycję, by w końcu Majrowscy dostali to lepsze mieszkanie. – Całe lato chłopcy mogliby spędzić w ogrodzie – mówi rozmarzona pani Marzena. – Parasolki by im się wystawiło. Czy grilla zrobiło. I bym kwiatów nasiała, warzywa posadziła.


Pani Marzena patrzy w okno. Okno na świat. Jedyny świat. – Nigdy nie byłam na wypoczynku. Nigdzie. Mogę pomarzyć, żeby chociaż na dzień, dwa gdzieś pojechać, morze czy góry zobaczyć. Nie widziałam. Ale to nie jest możliwe. 
Pani Marzena czasem też marzy o takiej pracy. Żeby wyjść z domu, do ludzi, psychicznie się przewietrzyć. I marzy, żeby pogadać kiedyś z innymi rodzicami dzieci chorych na dystrofię. Co myślą? Co czują? Jak sobie radzą? Przecież oni, Majrowscy, nie są jedni tacy na świecie... 
– Ale najważniejsze, żeby gorzej nie było.


Jakie są rokowania chłopców? Co z nimi będzie?
 – Rokowania niepomyślne – pani Marzana zwiesza głowę. Patrzy w podłogę. I dodaje: – Ale wszystko ma swój kres. Prawda?


Mały Filipek siada babci na kolanach. Obok pierwszoklasista Piotruś przynosi ćwiczenia z matematyki. Dumny jest, piątkę dostał. Matka też dumna. Zupa się dogotowuje. Pachnie w całym mieszkaniu. Lewandowski, rękami Damiana, biegnie do przodu jak strzała. Gra w życie nabiera rozpędu.
– Najbardziej tobym chciała... żeby chłopcy też tak pobiegli. To niemożliwe. Więc chcę, by czas, który mają, wykorzystali najlepiej jak mogą.


Lewandowski strzela czwartego gola. Znów wygrał. Dawid jest dumny.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg