Podczas kolejnej niedzielnej Mszy Św. w kaplicy kościoła św. Maksymiliana sytuacja się powtarza. W wielkim skupieniu słuchają każdego słowa kapłana, ale do komunii Świętej przystępują tylko nieliczni obecni.
Reszta odmawia modlitwę eucharystyczną, wpatrzona w Najświętszy Sakrament. A potem w długiej adoracji proszą Pana Jezusa o opiekę, o łaskę wytrwania w dobrych postanowieniach. Szukają bliskości z Bogiem, rozmawiają z Nim, ale do stołu Pana nie mogą podejść.
Kościół jest dla nich ważny
– To chwila, która boli najbardziej, a z drugiej strony wtedy tak intensywnie próbujemy się zbliżyć do Pana Jezusa, że czasem wręcz mamy przed oczami Jego oblicze – przyznają osoby w związkach niesakramentalnych. I z wdzięcznością mówią o swoim duszpasterzu, że nie spieszy się z zakończeniem adoracji, a jeszcze błogosławi ich monstrancją. Chwilę później, już podczas rozmowy przy zwykłym stole, z ciastem i herbatą, rozmawiają z duszpasterzem ks. Marcinem Mendrzakiem o tym, co można zrobić, by swoje przeżycie każdej Eucharystii pogłębić, poprawić. Jak nauczyć się lepiej modlić. Z różnych stron padają pomysły filmów, książek, postaci świętych, których warto bliżej poznać.
Widać, że interesują się życiem Kościoła i sprawami wiary nawet bardziej niż niejeden z przystępujących do Komunii św., a jednak nie mogą w pełni uczestniczyć... – Przyczyna jest jedna, choć dochodziło do tej sytuacji różnymi drogami w życiu każdego z nas. Żyjemy w grzechu ciężkim. I tego nie da się ominąć, zapomnieć. Nie próbujemy tego robić. Zdajemy sobie sprawę z sytuacji – zapewniają. Z wdzięcznością przyjęli niedawno opublikowaną adhortację apostolską Amoris laetitia papieża Franciszka, który u takich ludzi jak oni dostrzega pragnienie Boga i apeluje, by ich wspierać, by zaufali Bożemu Miłosierdziu i szukali drogi do Ojca.
To nasza droga
Mówią o sobie różnie: małżeństwa niesakramentalne, pary cywilne po rozwodzie. Inni protestują, bo skoro nie ma ślubu kościelnego, nie można mówić: małżeństwa. Nie mogą przyjąć Komunii Świętej. Duszpasterstwo im pomaga, choć w żaden sposób nie rozwiązuje tego podstawowego problemu. Jest ważne, bo dzięki duszpasterstwu każdy na swój sposób stara się odnaleźć swoją drogę do Pana Boga. – To duszpasterstwo nie jest naszym celem, ale staje się naszą drogą. Idziemy i szukamy, bo każdy z nas po tym, jak pogubił się w życiu, musi sam rozplątać te wszystkie węzły i problemy, sam odnajduje ścieżkę – tłumaczą.
– Tu nie chodzi wcale o pozorne uspokojenie, że spotykając się w kościele jakoś przysłonimy nasz grzech, odsuniemy go na bok, poczujemy się lepiej. A jeśli porozmawiamy o tym swoim problemie, to nieraz okazuje się, że inne osoby mają podobny i możemy sobie wzajemnie coś poradzić... – dodają. A wybierają rozmaite rozwiązania. Jedni analizują możliwość rozpatrzenia ich sprawy przez sąd kościelny, inni rozważają wybór życia w czystości albo rozstanie.
Byłem głupi...
– Kiedy dziś przypominam sobie młodość, kiedy mogłem przystępować do sakramentów i nie robiłem tego, bardzo dziś żałuję – przyznaje Sławek. Później przyszły trudne lata, alkoholizm, rozpad rodziny. – A kiedy poznałem moją obecną żonę, ona mi pomogła, uratowała życie. Udało mi się wyjść z tego dołka, przestałem pić, zacząłem wszystko od nowa. I wtedy okazało się, że nie wszystko da się tak zrobić. Bardzo się buntowałem, że nie mogę iść do Komunii. „Jak to? Teraz właśnie, kiedy już jestem lepszym człowiekiem, to mi nie wolno?” – pytałem z goryczą.
Długo to trwało. Najgorzej było w święta, ale walczyłem ze sobą, żeby nie uciec... I Bogu dziękuję, że wytrwałem – podkreśla. – W duszpasterstwie mamy tę naszą Mszę św. – i bardzo za nią dziękuję, bo ci, którzy są na Mszy, zawsze mają bliżej do Pana Boga. Gdybym nie chodził na tamte Msze św., nie dowiedziałbym się o duszpasterstwie, nie trafiłbym na tę drogę. Dziś jeszcze nie wie, którędy nią pójdzie, ale zastanawia się, szuka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |