Kiedy po badaniach prenatalnych lekarze doradzali im aborcję, ich świat się zawalił. Nie ulegli jednak naciskom i postanowili, że ich dziecko się urodzi. To doświadczenie dwóch rodzin z tego samego kręgu Domowego Kościoła. Każda z tych historii ma piękny finał – dzięki modlitewnemu szturmowi.
Bądź wola Twoja
Kilka miesięcy wcześniej Magda i Mateusz Niedziółkowie, dobrzy znajomi Oli i Wojtka ze wspólnoty, przeżyli bardzo podobną historię. – Mieliśmy już dwie córki, ale bardzo chcieliśmy mieć jeszcze trzecie dzieciątko – opowiada Mateusz. – Pojechaliśmy w tej intencji do Częstochowy i po dwóch miesiącach przyszła radosna nowina: żona jest w ciąży! Udaliśmy się jeszcze raz na Jasną Górę, aby podziękować Matce Bożej. I wtedy stało się coś niezwykłego: jeden z księży nagle wyciągnął mnie z tłumu, żebym przeczytał do mikrofonu rozważanie pierwszej radosnej tajemnicy Różańca: zwiastowania. Poczułem się może nie jak Maryja, ale na pewno jak św. Józef – śmieje się Mateusz. – Pomyślałem też, że po dwóch dziewczynkach przydałby się w naszej rodzinie chłopiec.
Niestety, dalej było niemal identycznie jak u Oli i Wojtka. – W 12. tygodniu w trakcie badań lekarz marszczył brwi, stwierdził, że przezierność karkowa jest zbyt duża – wspomina Magda. – Zalecił dodatkowe badania, ale nie chciał powiedzieć, gdzie mam je zrobić. Poczułam się zagubiona, zadzwoniłam do Mateusza z płaczem, ale cały czas w duchu powtarzałam przez łzy: „Bądź wola Twoja”. Wiedziałam, że przyjmiemy to dziecko, bez względu na to, jakie ono będzie. Kiedy poprosiliśmy znajomych o modlitwę, poczuliśmy spokój.
Magda umówiła się na kolejne badanie: powtórne USG i test PAPP-A. – Samo badanie USG trwało ponad godzinę – opowiada. – Wiadomo już było, że to chłopiec, okazało się też, że z przeziernością wszystko jest w porządku, za to na obrazie pojawiło się inne dziwne zjawisko: dwie przestrzenie obok głowy wypełnione płynem.
Śmierć jako priorytet
Lekarz wysuwał różne hipotezy: włókniak, potworniak, zespół Turnera. „Niech pani odbierze wyniki z badań krwi i szybko zadzwoni umówić się na termin zabiegu” – usłyszała Magda. „Jakiego zabiegu?” Lekarz jakby zawiesił się i spojrzał na nią znacząco, a potem powiedział wprost: taką ciążę się usuwa. – Byłam w szoku. Pamiętam tylko, że szybko opuściłam gabinet i już do tego lekarza nie wróciłam. Inna lekarka zalecała mi potem amniopunkcję, żeby „wykluczyć zespół Turnera”, ale widząc, że nie jestem tym zainteresowana, powiedziała: „Widzę, że ma pani taki światopogląd. To tyle z mojej strony”.
Przy następnym USG okazało się, że przestrzenie obok głowy zaczęły się wchłaniać. Lekarka skonsultowała jeszcze ten wynik z genetykiem, który zasugerował, żeby zostawić sprawę w spokoju. – Czuliśmy wtedy ogromne wsparcie modlitewne. Sami też modliliśmy się do ks. Jerzego Popiełuszki i do Joanny Beretty Molli. Gdyby nie to, byłoby bardzo ciężko – przyznają Niedziółkowie.
Obie rodziny zwracają uwagę, że w najtrudniejszym momencie nie otrzymały ze strony lekarzy żadnego wsparcia. – Chociaż diagnozy stawiane są bardzo na wyrost, nie ma nikogo, kto by uspokoił kobietę, spokojnie z nią porozmawiał – podkreśla Magda. – Zostaje sama z problemem i szuka potem odpowiedzi na forach internetowych, gdzie ludzie wzajemnie się nakręcają. A przecież wiadomo, jak delikatna jest psychika kobiety w ciąży.
– Żyjemy w czasach, kiedy do człowieka podchodzi się jak do towaru – dodaje Ola. – Priorytetem przestaje być ratowanie życia, a staje się nim śmierć. Stąd ten pośpiech: naciska się na wcześniejszy termin badania po to, by lekarze zdążyli dokonać aborcji w terminie dozwolonym ustawą.
System nie chroni życia
Jurek, syn Magdy i Mateusza, przyszedł na świat czternaście miesięcy temu. Swoje imię zawdzięcza bł. ks. Jerzemu Popiełuszce. Chłopiec urodził się zupełnie zdrowy, podobnie jak siedmiomiesięczny dziś Janek, dziecko Oli i Wojtka. Janek na drugie imię ma Michał – ku czci św. Michała Archanioła, którego opiekę rodzice odczuwali przez całą ciążę. – To, że jakiś czas temu zbliżyliśmy się do Boga, pozwoliło nam wytrwać. Odmawialiśmy Nowennę Pompejańską, modliła się za nas wspólnota Domowego Kościoła i siostry nazaretanki. Ale co z tymi, którzy nie mają podobnego wsparcia? – zastanawia się Ola.
– To przerażające, ile dzieci pozbawianych jest życia przez ten pośpiech oparty na statystyce – dodaje Wojtek. – Ten system, zamiast chronić życie, służy zabijaniu.
– Wystarczy spojrzeć na ulotki przed wejściem do gabinetów ginekologicznych – zwraca uwagę Magda. – Można tam znaleźć wiele informacji o antykoncepcji czy o badaniach prenatalnych, ale brakuje tej jednej: że chore dziecko to nie wyrok. Nie ma opieki psychologa, ośrodków, które pomogłyby rodzinie w takiej sytuacji. Pacjentka skazana jest na szukanie informacji na własną rękę, w internecie. A lekarz proponuje tylko badania i kieruje na „zabieg”.
Obie mamy nie negują celowości badań prenatalnych jako takich. Magda podkreśla, że dzięki nim można wyleczyć wiele chorób czy zoperować dziecko jeszcze w łonie matki. Jednak, zdaniem Oli, nie powinno się tych badań robić pod kątem wad genetycznych, których i tak nie da się wyleczyć: – Wikipedia mówi, że badania te pozwalają „należycie przygotować rodziców do narodzin, szczególnie, jeśli dziecko będzie obarczone wadami”. Pytam się: w jaki sposób, skoro nikt w tym nie pomaga?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |