– To odpowiedzialność, ale połączona z radością. Tu nie ma wielkiej spiny – mówi Wojtek Jaśkiewicz, tegoroczny maturzysta, o prowadzeniu zastępu kilkuletnich skautów.
Pobudka wśród szumu lasu i zapachu igliwia o 7.00, dla najmłodszych – trochę później. Zanim zacznie się nowy dzień imię, każdego z nich instruktorzy wypowiadają przed Bogiem. Powierzają Temu, dla którego ćwiczą się w skautingu. Kokotek koło Lublińca. Pole obozowe zaczyna żyć kolejnym dniem. Zaraz wszystkie zastępy zbiorą się na apelu. Staną dookoła, przy krzyżu, który góruje nad placem. Dwie sosnowe belki połączone sznurkiem. W całym obozowisku nie ma wbitego ani jednego gwoździa. Nawet domek na palach mieszkający w nim najstarsi skauci zbudowali bez ich używania. Wszystko stabilne i wytrzymałe. Na maszt wciągają flagi. Zwykły apel – meldunki, ważne sprawy obozowe. A potem modlitwa, niektórzy podnoszą ręce, uwielbiają Tego, któremu służą. Są Skautami Króla.
Z błogosławieństwem Rangersów
Działają od 5 lat, obecnie jako stowarzyszenie. Wszystko zaczęło się we Wrocławiu. We wspólnocie Dom Boży szukali pomysłu na formację dla dzieci. – Kiedy piątka naszych dzieci zaczęła jeździć na obozy Royal Rangers, zachwyciło nas, że wracając z nich, chcą się modlić – wspomina hm. Paweł Chwiłkowski, komendant główny Skautów Króla. Tak zaczęła się ich współpraca z tą chrześcijańską organizacją skautową. – W końcu stworzyliśmy własną organizację, bo Rangersi mają ekumeniczne szczepy, a my chcieliśmy mieć katolicki. Dostaliśmy od nich błogosławieństwo i pozwolenie na korzystanie z ich metody i materiałów formacyjnych – wyjaśnia.
Początkowo swoje kadry szkolili u Rangersów. W tym roku po raz pierwszy już sami zorganizowali trening instruktorski dla 20 osób. Do skautingu zachęcał ich też bp Andrzej Siemieniewski, wrocławski biskup pomocniczy. Dalej im kibicuje; przedostatniego dnia obozu odwiedził skautów w Kokotku. Stworzyli nową organizację skautową, a nie dołączyli do innej, już istniejącej, bo ich celem jest praca w ramach wspólnot.
– Każdy z nas jest członkiem wspólnoty, rozwija się w niej i prowadzi w niej diakonię dzieci – wyjaśnia komendant.
Swoje szczepy mają we Wrocławiu, Gliwicach i Białymstoku. Gliwicki liczy około 40 skautów, związany jest Wspólnotą Szekinah, ale na zbiórki przyjeżdżają dzieci nawet z Opolszczyzny. Drugi powstaje przy Szkole Nowej Ewangelizacji.
– Pracujemy z dziećmi ze wspólnot, ale otwarci jesteśmy na wszystkich. Skauci przyprowadzają swoich kolegów, a za nimi z kolei często przychodzą ich rodzice, na przykład na kurs Alfa. Chcemy, żeby w skauting włączały się, jeśli to możliwe, małżeństwa, bo w ten sposób rodzice mogą spędzić z dziećmi więcej czasu – mówi. Dla swoich dzieci na obozie pełni podwójną funkcję i zdarza się, że słyszy od młodszych „druhu tato”.
Bez Boga skauting nie ma sensu
Pierwszy letni obóz zorganizowali w ubiegłym roku. W czasie tych wakacji najpierw był obóz dla najstarszych, którzy weszli do kadry pomocniczej. A po nim dla wszystkich skatów ze szczepów we Wrocławiu, Gliwicach i Białymstoku. Od maluchów, 5-, 6-latków, po 17-, 18-letnią młodzież. W sumie 106 skautów, do tego 26 osób kadry. Nie są zbyt rygorystyczni co do umundurowania czy obozowej musztry.
– U nas najważniejsze jest dziecko. Ma zawsze prawo podejść i porozmawiać – przypomina komendant. – Dla nich tu jesteśmy. Prowadzimy z nimi rozmowy duszpasterskie. W Skautach Króla każdy instruktor odpowiada za rozwój duchowy dzieci. Dlatego podczas kursów uczą instruktorów podstaw kierownictwa duchowego, bycia liderem, tego, jak pracować z dziećmi, jak z nimi rozmawiać. – Idziemy drogą Baden-Powella, który powiedział, że bez Boga skauting nie ma sensu. Ta droga daje dyscyplinę, uczy dziecko zaradności, ukochania przyrody i pokazuje to wszystko w świetle Pana Boga. W każdym miejscu staramy się mówić o Nim, nie narzucając niczego – zauważa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |