Kiedy otworzyły się drzwi jadalni świdwińskiego domu dziecka, równie szeroko otworzyły się oczy i buzie maluchów. Goście byli większym zaskoczeniem niż worki prezentów, które przynieśli.
W wigilijne wczesne popołudnie na plebanii świdwińskiej parafii pw. św. Michała Archanioła zawrzało. Żeby zapakować wszystkie prezenty, potrzeba było co najmniej 10 wielkich worków. – Zostać pomocnikiem św. Mikołaja to nie byle co. Nie da się tego opisać słowami – przyznaje Dajana Kurowska, która trzeci raz bierze udział w akcji.
Sieć dobra
– Jest coś niesamowitego w spełnianiu marzeń dzieci. Zobaczyć ich miny, kiedy staje przed nimi św. Mikołaj, to naprawdę coś wielkiego – z przejęciem szuka odpowiednich słów, żeby opowiedzieć, dlaczego zamiast rzucać się w wir ostatnich przedświątecznych przygotowań w domu, szykuje paczki – mówi Dajana Kurowska. Akcja „Daj piątaka na dzieciaka” organizowana jest w Świdwinie po raz piąty.
– Pierwszą edycję zainicjowali uczniowie dwóch licealnych klas. Złożyli się i kupili klocki Lego dla dwóch chłopców. Na drugi rok akcja objęła całe liceum, a w kolejnym poruszony był cały Świdwin. Teraz paczki przychodziły z całej Polski, a nawet z zagranicy. Włączali się w akcję nie tylko moi uczniowie, nastolatki, ale też ich znajomi i znajomi znajomych – opowiada ks. Marcin Gajowniczek, koordynujący spełnianie dziecięcych marzeń.
W tym roku adresatami zostali podopieczni miejscowego Centrum Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. – Po konsultacji z wychowawczyniami ustaliliśmy, że najlepsze będą gry planszowe. Na Facebooku rzuciłem hasło: zasypmy dom dziecka grami i… chyba nam się udało – śmieje się ks. Marcin. – Zamiast robić sobie mikołajki klasowe i obdarowywać się jakimś drobiazgiem, zrobiliśmy zrzutkę dla dzieci. Kupiliśmy po 8 albo 9 gier – cieszy się Janek Pińczuk. – Takich klas było więcej, więc nic dziwnego, że uzbierało się ich ponad 150 – dodaje.
Wzruszony Mikołaj
– Gry bardzo się przydadzą. Dzieci je lubią, zwłaszcza kiedy jest brzydka pogoda. Chętnie też grają w nie wieczorami – przyznaje Anna Santkiewicz, dyrektor Centrum Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Świdwinie. Z czterdziestki podopiecznych placówki na święta zostało 19 dzieci.
– Niektóre mają tak trudną sytuację w domach rodzinnych, że nie mogą tam wrócić. Zresztą nie wszystkie chcą, bo bywa, że nie czeka tam na nie nic, co kojarzyłoby się z rodzinną, świąteczną atmosferą. Żeby być rodzicem, nie wystarczy urodzić dziecko, trzeba jeszcze zapewnić bezpieczeństwo, wychowanie i serce, a niektóre dzieci przed świętami bardziej myślały o tym, żeby nie być głodnymi niż o upominkach – kiwa głową pani dyrektor. Tym bardziej wychowawcom zależało, żeby sprawić dzieciom świąteczną niespodziankę.
Do ostatniej chwili wizyta gości trzymana była w tajemnicy. Nic dziwnego więc, że kiedy św. Mikołaj razem z pomocnikami pojawił się w drzwiach jadalni, oczy maluchów otworzyły się szeroko ze zdumienia. Ale tylko na chwilę. Bo zaraz cała gromada rzuciła się, żeby ściskać świętego, śpiewać piosenki i mówić wierszyki.
Karol Chołuj w roli Mikołaja występuje po raz drugi. – Jestem „recydywistą” i jeśli w przyszłym roku będzie okazja, to też chętnie tego się podejmę – zapewnia ze śmiechem. Nie przestraszył się, gdy napadła na niego chmara dzieci. – Obskoczyły mnie wszystkie i chciały się przytulać. W kilka minut straciłem pastorał, a niewiele brakowało, żebym stracił i mitrę – opowiada. – Widać, jak bardzo te dzieci potrzebują ciepła i czułości. Aż w gardle ścisnęło, kiedy zaczęły śpiewać kolędy – dodaje poważnie.
Poruszyć serducha
Ksiądz Marcin Gajowniczek cieszy się nie tylko z tego, że udało się sprawić radość maluchom. – Najfajniejsze w tej akcji jest to, że udaje się poruszyć serca młodzieży. Do akcji kupowania prezentów włączają się coraz to nowe osoby, nie brakuje też takich, które chcą później te podarki dostarczać. W wigilijny ranek razem ze mną odwiedzali chorych, potem byli w domu dziecka. W wielu oczach widziałem łzy. Udaje się poruszyć ich serducha. I chyba o to chodzi, żeby poczuć, jak fajnie jest być człowiekiem. Na tym polega Boże Narodzenie: Bóg rodzi się w nas, którzy obdarowujemy, i w tych, którym sprawiamy radość – opowiada.
– Nie patrzymy na to w ten sposób, że mamy jakieś wielkie zasługi, jacy jesteśmy świetni, bo zrobiliśmy coś dobrego dla dzieciaków. Poczucie, że dołożyło się jakąś cząstkę do tego, żeby czyjeś święta były radosne – to jest coś, o co warto się postarać – zamyśla się Janek. W ludziach jest wiele dobra. Zło lepiej się sprzedaje, łatwiej je nagłaśniać, ale dobra jest w ludziach naprawdę dużo. Takie akcje najlepiej to pokazują – dodaje nastolatek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |