Nic o was bez was

Brak pisemnej umowy z pracodawcą, handel ofertami pracy, ćwierć etatu czy nieznajomość języka polskiego to tylko niektóre z problemów.

W Opolu podczas debaty „Nic o was bez was” o sytuacji pracowników zza wschodniej granicy mówili m.in. ci, którzy są obywatelami Ukrainy i w Polsce pracują: Anna Zenkovska, Jurij Kariagin i Ludmiła Skochko. Mówiąc o obecnej fali migracji ukraińskiej, która trwa od 2014 r., a wzmogła się przez wybuch wojny, wyróżnili dwie zasadnicze grupy ukraińskich pracowników: tych, którzy przyjeżdżają sezonowo, chcą jak najwięcej zarobić i wrócić do swojego kraju, i tych, którzy chcą żyć w Polsce i z naszym krajem wiążą swoją przyszłość.

W stronę legalności

Anna Zenkovska należy to tej drugiej grupy. W Polsce mieszka od 7 lat. Wraz z mężem chciała żyć w Unii Europejskiej. Dziś z sukcesem prowadzi w Opolu salon fryzjerski, zatrudnia 10 pracowników, a także angażuje się w działania społeczne. Jej pomysłem jest m.in. Parada Panien Młodych. Wraz z mężem pomaga rodakom, którzy chcą pracować w Polsce. – Życie tutaj oceniam bardzo dobrze i tak było od samego początku. Nie mogę powiedzieć, że tutaj nas, ukraińskich przedsiębiorców, traktuje się inaczej niż polskich – zaznacza.

Przyznaje, że wytyczne co do dokumentów, jakie należy składać w Urzędzie Wojewódzkim w związku z kartą pobytu, często się zmieniają, co jest uciążliwe, ale nie wini za to opolskich urzędników. Jurij Kariagin, mający polskie korzenie, jest przewodniczącym Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich w Polsce, który powstał w 2016 r. Wyjaśnia, że fala migracji związana jest z utratą przez Ukrainę na rzecz Rosji trzech mocnych gospodarczo regionów, a także ze względu na wewnętrzne problemy, z jakimi boryka się ich kraj, m.in. korupcję. – Dążymy do tego, by wszyscy Ukraińcy, którzy pracują w Polsce, byli zatrudnieni legalnie – mówi.

Przyznaje, że odbiera ok. 20–30 telefonów dziennie z prośbami o pomoc od rodaków, którzy na przykład nie otrzymali wynagrodzenia. Szacuje, że w Polsce pracuje blisko 1,3 mln Ukraińców. Tylko ok. 200 tys. z nich jest zarejestrowanych w ZUS-ie.

Przyjeżdżają w ciemno

Okazuje się, że bezpłatne ogłoszenia o zatrudnieniu, podawane przez polskie Urzędy Pracy, sprzedawane są na Ukrainie za kilkadziesiąt dolarów. – Ludzie często są naiwni, jak dzieci. Myślą, że tu dolary rosną na drzewach, a skoro zapłacili za ofertę pracy, to przyjadą do Polski i wszystko będzie załatwione. A tak nie jest. Na miejscu okazuje się, że zostali oszukani – opowiada Jurij Kariagin. – W wielu przypadkach Ukraińcy nie mają pisemnej umowy z pracodawcą. Nie upominają się o nią, bo się boją. Do nas dzwonią dopiero wtedy, gdy nie otrzymują wynagrodzenia – mówi. Podkreśla też, że duży nacisk kładzie się na edukowanie rodaków w dziedzinie prawa pracy. Problemem okazuje się również język. Wbrew pozorom języki ukraiński i polski, które należą do jednej grupy języków słowiańskich, nie są podobne. A właśnie z takim złudnym przeświadczeniem, że bez problemu się dogadają, wielu Ukraińców przyjeżdża do Polski. W efekcie nie są w stanie porozumieć się z przyszłym pracodawcą. A jeśli podpisują dokumenty spisane w języku polskim, niejednokrotnie nie mają pojęcia, co w rzeczywistości podpisują, np. umowę na jedną czwartą etatu, o czym przekonują się dopiero po otrzymaniu pierwszego wynagrodzenia, zaskakująco niskiego.

Ponad pół tysiąca studentów

– W roku 2010 r. na Uniwersytecie Opolskim studiowało 26 osób z Ukrainy. W roku 2017 są to już 622 osoby, z czego 588 na studiach stacjonarnych, 12 na niestacjonarnych, a 20 – na doktoranckich – wylicza Ludmiła Skochko, która jest asystentką w Instytucie Politologii Uniwersytetu Opolskiego i pracuje w Centrum Partnerstwa Wschodniego UO. Wyjaśnia, że studenci z Ukrainy rocznie płacą za naukę 1160 euro, ale to często jest mniej, niż płaciliby na skorumpowanych uczelniach ukraińskich. W debacie oprócz zaproszonych prelegentów głos zabrali m.in. inspektor Państwowej Inspekcji Pracy, a także przedsiębiorca zatrudniający obywateli Ukrainy. Inspektor wyjaśniał, że przyczyną części wypadków w pracy jest bariera językowa, która uniemożliwia przeprowadzenie m.in. szkolenia stanowiskowego. Tłumaczył, że choć na Państwowej Inspekcji Pracy spoczywa kontrola legalności zatrudnienia, w wielu przypadkach jej przedstawiciele, jako urzędnicy, nie dysponują narzędziami pozwalającymi udowodnić brak stosunku pracy.

– Kiedy obywatele Ukrainy pracują w polu czy na budowie, rozpierzchają się, jak tylko pojawia się kontrola. Są szkoleni, co robić w takich sytuacjach – wyjaśniał. Z kolei Grzegorz Kuliś, opolski przedsiębiorca, który zatrudnia kilkuset Ukraińców, podkreślał, że ci pracownicy są polskim firmom potrzebni. – Jednak sam byłem emigrantem zarobkowym w Niemczech i Holandii. Pamiętam, jak mnie traktowano, i dlatego nigdy nie pozwolę, żeby Ukraińcy tak samo byli traktowani w Polsce – mówił.

Debatę „Nic o was bez was. Ukraińcy w Polsce” zorganizowały: Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, Centrum im. Ignacego Daszyńskiego i Fundacja im. Friedricha Eberta.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg