Piękno z każdego okna

– Jesteśmy drugi raz na dorobku – mówi Marianna Palewicz. Po pięćdziesiątce wraz z mężem uciekła z bloku w Sejnach i założyła gospodarstwo agroturystyczne Słoneczny Stok w Półkotach. Ta nazwa przyśniła się jej, zapowiadając nowy etap życia.

Żmija w lodówce

W Sejnach otworzył zakład fotograficzny, w którym robił głównie zdjęcia dowodowe i ślubne. W sześciotysięcznym mieście było dwóch fotografów, więc nie spodziewał się ekskluzywnych zamówień. Żeby dorobić, został instruktorem fotografii w ośrodku kultury. Kolejno dochodziły inne aktywności – był informatykiem w urzędzie miasta, prowadził tam warsztaty fotografii, zajął się ubezpieczeniami. Miał na kogo zarabiać, bo urodziło im się troje dzieci. W 1982 r. przyszła na świat Marta, dziś dziennikarka. W 1985 r. – Konrad, teraz zajmujący się informatyką. W 1993 r. – Justyna, która właśnie pisze pracę magisterską w SGGW w Warszawie. Została z nimi mama Krzysztofa – Jadwiga.

Kiedy osiem lat temu Majka przeszła na emeryturę, mąż podrzucił jej pomysł przeprowadzki do Półkot – po 27 latach w Sejnach. Na dodatek uregulowały się sprawy spadkowe i można było się zająć popadającym w ruinę gospodarstwem. – Krzysztof męczył się w mieście i każdego wolnego dnia uciekał z aparatem – opowiada żona. – Potem wracał z nim, ale też czasem ze żmiją. – Żmije są zwierzętami zmiennocieplnymi, dlatego raz wpadłem na pomysł, żeby jedną złapać, zamknąć do słoika i schłodzić ją w lodówce, bo wtedy łatwiej ją będzie sfotografować – wspomina Krzysztof. – Schłodzone mają wolniejsze reakcje i brak im jadu, który wytwarza się pod wpływem wysokiej temperatury.

Pamięta ten krzyk, kiedy żona przyszła z pracy i zajrzała do lodówki. – Jeśli ktoś mówi, że fotografia przyrodnicza jest bezpieczna, to popełnia błąd – podkreśla. Dowodów na to mógłby przytoczyć wiele. Kiedyś na pobliskim bagnie żegarskim znalazł gniazdo żmij. Kiedy nachylił się, by je sfotografować, żmija uderzyła w oprawkę obiektywu. Zobaczył dwie kropelki jadu i zorientował się, że to nie żarty, bo spadły niedaleko jego czoła. Kiedy indziej pomylił miedziankę – żmiję zygzakowatą, z padalcem. – Żeby zrobić zdjęcie, wziąłem ją za ogon, nachyliłem się i zobaczyłem kreski w jej oczach, a kreski mają tylko żmije – opowiada. – Spuściłem ją ze strachu na nogę.

Jeszcze innym razem, kiedy podczas zdjęć na granicznym jeziorze Gaładus podniosła się fala, w obawie o sprzęt musiał przycumować po drugiej stronie granicy, wtedy to było jeszcze ZSRR. Z tych zdjęć ułożył kilka albumów pokazujących urodę Sejneńszczyzny, wydanych w poważnych, kilkutysięcznych nakładach.

Stale pracował na kilka etatów i trzy lata temu zapłacił za to tempo zawałem: – W pracy w Sejnach byłem od siódmej do piętnastej. Potem przyjeżdżałem do Półkot, żeby remontować gospodarstwo. Już nie wspomnę o siedmiu kawach dziennie i papierosach.

Cuda

– W tym nieszczęściu doświadczyłem całego zbiegu szczęśliwych okoliczności – jest pewien. – To była sobota, pojechałem z żoną do Sejn, żeby napompować rower naszego gościa. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się po paliwo i wtedy poczułem ból w klatce piersiowej, jakby ktoś deptał po niej i dosypywał żaru. Na pogotowiu spadła mi przed oczy czarna kurtyna.

Na sygnale przewieźli go do kliniki w Augustowie, a tam właśnie zwolnił się stół. Operowali go na nim dwie godziny i czterdzieści minut. – To był cud – podsumowuje. – Zawał zakrzepowy przeżywa tylko jeden na trzech. Ten splot wydarzeń jednoznacznie wskazał mi na obecność Pana Boga.

– Każdy ma swój los zapisany w księdze u Boga – dopowiada Majka. – Ja też kilkanaście lat temu miałam zabieg chirurgiczny i kilka godzin po operacji znalazłam się ponownie na stole, bo dostałam krwotoku wewnętrznego. Tylko cudem wróciłam do życia.

Uważa, że po tych doświadczeniach są bogatsi: – Od tamtego czasu codziennie, kiedy wstaję, najpierw się żegnam i dziękuję Panu Bogu za nowy dzień. Po drugie, dziękuję Mu, że jesteśmy z Krzysztofem razem. Kiedy chodzę na spacery pod las, lubię sobie z Panem Bogiem porozmawiać. Jest cicho, tylko zboża falują i obłoki płyną, a ja czuję, że On w tym pięknie jest obecny.

– Po chorobie zobaczyłem nasze gospodarstwo od nowa – mówi Krzysztof. – Niby ten sam płot, ale jeszcze smuklejszy, niby ta sama zieleń, ale zieleńsza. Przedtem kochałem rodzinę, ale dopiero wtedy dostrzegłem w niej taką głębię uczuć. Przestałem myśleć o powiększeniu działki, bo są sprawy ważniejsze.

– Co jest ważniejsze? – pytam. – Samo życie, cieszenie się nim – odpowiada.

Praktykują to, chodząc na wspólne spacery. Może teraz trochę rzadziej, niż kiedy mieszkali w Sejnach, bo całe piękno mają na miejscu. – Uwielbiam noce z pełnią księżyca – opowiada Majka. – Przedtem przyjeżdżaliśmy do Półkot nocą i spacerowaliśmy. Krzysztof jest wrażliwy i romantyczny. Potrafi kwiatek przynieść, nawet zimą „róże” z wierzby.

– W naszym życiu było z wiatrem i pod wiatr, ale nigdy nie chcieliśmy się rozstać – ciągnie wątek małżeński Krzysztof. – Po sprzeczkach lepiej budowało się jedność. Trzeba też drugiej osobie mówić, że się ją kocha, więc powtarzam to Majeczce.

– A za co się kocha? – pytam. – Za wszystko, bez wyjątku – odpowiada. Właśnie zachodzi słońce, które widać z pokoju z kominkiem, gdzie rozmawiamy. Tak przemyśleli rozmieszczenie okien, żeby na parterze wychodziły na wschód i zachód. Kiedy rano przygotowują w kuchni śniadanie, patrzą, jak wschodzi. Teraz oglądamy je po całym dniu, pewni, że przeszło nad ich domem, dając ciepło każdej przeżytej tu chwili. 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg