Indianin, co morza nie lubił

– Swoimi opowieściami, strojem, pióropuszem kolorował szarobury, paskudny świat PRL. Odwołując się do doświadczeń Indian, mówił o wolności, honorze i godności – podkreśla Aleksander Masłowski.

Pomorzanin z musu

Po zakończeniu wojny na trwałe związał się z Pomorzem. By uniknąć represji ze strony władzy ludowej, przez pewien czas służył w Marynarce Wojennej. Trafił do Batalionu Saperów Morskich, którego główne zadanie polegało na rozminowywaniu polskich portów. Według relacji przyjaciół, nie wybrał morza, bo chciał, ale dlatego, że musiał. – Marzył, by wrócić do Kanady, ale komunistyczna władza nie chciała go puścić – mówi J. Kłodziński. „Kojarzył morze ze strachem, odizolowaniem, brakiem przyszłości. Wiadomo, wojenka przegrana, a on nie po tej stronie, co trzeba” – opowiadał Jan Rzatkowski, przyjaciel Sat-Okha. Według jednej z teorii, indiańskość Supłatowicza mogła narodzić się właśnie w tym „morskim okresie”, po 1945 r., jako wynik wojennej traumy. − Być może młody człowiek, pokiereszowany psychicznie i fizycznie torturami przez gestapo, ukrywaniem się, partyzantką, wymyślił sobie dzieciństwo spędzone w obozie Indian, a następnie przyjął nową tożsamość, by zwyczajnie zapomnieć i zacząć od nowa – mówi A. Masłowski.

Po uzyskaniu średniego wykształcenia technicznego Sat pływał przez wiele lat jako mechanik na statkach Polskich Linii Oceanicznych. Na pokładzie słynnego „MS Batory” dotarł do jednego z indiańskich plemion w Kanadzie. Czy spotkał się ze swoim, wówczas już 100-letnim, ojcem oraz rodzeństwem, jak utrzymują niektórzy? A może po prostu odwiedził jeden z rezerwatów, a Indianie, chociaż wiedzieli, że nie jest ich „bratem krwi”, przyjęli go jak swojego? − Trudno to dziś rozstrzygnąć. Jedno jest pewne: Sat-Okh był z pewnością Indianinem w sensie duchowym i był w swojej indiańskości spójny i autentyczny – podkreśla A. Masłowski.

W 1958 r. Stanisław Supłatowicz napisał pierwszą książkę. Była to autobiograficzna powieść pt. „Ziemia słonych skał”, która z marszu została bestsellerem. Sat-Okh stał się gwiazdą literacką oraz medialną. Zaczął występować w programach „Ekran z bratkiem” i „Teleranek”. Palił fajkę przed indiańskim tipi, nizał koraliki i opowiadał o indiańskim życiu w harmonii z naturą. Jego słuchacze dorastali, tworzyli grupy indianistów, które później przerodziły się w Polski Ruch Przyjaciół Indian. Pisał kolejne książki, tłumaczone na wiele języków obcych, m.in. rosyjski, niemiecki, francuski, japoński, mongolski, gruziński, hebrajski. Mimo ogromnej popularności, prowadził dom otwarty − zawsze znajdował czas na rozmowę i spotkania z młodzieżą.

Violetta Pastwa jako nastolatka chłonęła opowieści o Indianach. Dzięki swojemu ojcu mogła stanąć oko w oko z jednym z nich. „Tak się złożyło, że mój tata, oficer marynarki handlowej, pracował razem z polskim Indianinem. Zawsze dowcipnie o nim opowiadał. Zapamiętałam szczególnie to, że pan Stanisław miał słaby wzrok i czasem w pracy nie wszystko dostrzegał. Tata śmiał się i nazywał go z tego powodu Ślepy Pew” – wspomina na swoim blogu. Pod koniec lat 70. odwiedzili Sat-Okha w jego domu we Wrzeszczu, przy al. Wojska Polskiego. „Czułam się trochę jak w jakimś egzotycznym muzeum. Wszystkiego można było dotknąć. Mój tata przymierzał wielki pióropusz, który Sat-Okh zdjął ze ściany. Potem ubrał nakrycie głowy jakiegoś szamana, wykonane z futra i ozdobione rogami” − opowiada.

Sat-Okh, mimo że do końca życia mieszkał nad morzem, najlepiej czuł się w Borach Tucholskich. – Spędzał tu mnóstwo czasu. Spał w namiocie, pływał canoe z kory brzozowej rzeką Brdą, która przypominała mu rodzinną Mackenzie. Mówił, że bory pachną żywicą, jak lasy Kanady – wspomina J. Kłodziński.

Biały mustang, czyli epilog

Do końca swoich dni mieszkał w Gdańsku, opiekując się swoją suczką Perełką i gromadą okolicznych ogrodowych kotów. Odszedł w 2003 r. Raczej nie do „krainy wiecznych łowów”, bo – jak sam uczył – nie istnieje nic takiego. Tam, w indiańskiej wieczności, polować nie trzeba, a ludzie wreszcie mogą żyć w zgodzie i harmonii ze zwierzętami i całą naturą – twierdził. „Ogarnęła go niezmożona senność, nogi poczęły mu się uginać i padł na kolana (...). Poczuł, że silny ciepły strumień powietrza unosi go hen, w górę. Gdy się obudził, siedział na białym mustangu” (Sat-Okh, „Biały Mustang”, Warszawa 1993).

Muzeum Indian Północnoamerykańskich im. Sat-Okha w Wymysłowie: tel. (52) 334 32 19, e-mail: paradizo@borytucholskie.pl.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg