W szkicowniku

O diagnozie, Alusiu i płatku róży opowiada Mirosława Kostyła.

Nie mówi Pani, że to zbiegi okoliczności?

To się wszystko tak układa, że nikt nie uwierzy w tyle zbiegów okoliczności. Pan Jezus zna nasze marzenia i spełnia nawet te najmniejsze.

Jakie Pani spełnił?

Jako dziewczynka marzyłam, żeby sypać kwiaty w procesji, ale nie udało się. W czasie mojej choroby s. Fidelis przygotowała adorację Najświętszego Sakramentu u sióstr karmelitanek. Każdy dostał różę i jej płatkami obsypywał Pana Jezusa. To było spełnienie marzenia, o którym prawie zapomniałam. Odrywając płatki, zobaczyłam, że każdy ma taki kształt, jakby ktoś go uformował palcem. „To palec Boży – pomyślałam. – Jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo”. Innym razem to było całkiem małe życzenie. Zawsze chciałam być na konkursie śląskiej gwary. W szpitalu okazało się, że leży ze mną pani, która brała w nim udział. Takich wydarzeń było dziesiątki.

Rozmawia Pani o tym z innymi chorymi?

W szpitalu rozmawia się o życiu poważniej. To pomaga chorym przejść przez chorobę. Wielu mówi o swojej wierze. Często leżące ze mną panie wspominały swoje babcie, które uczyły je pierwszych modlitw. Ostatnio jedna chora pokazała mi różaniec, który dostała od swojej 90-letniej babci.

Pani też nosi ze sobą różaniec?

Zawsze. Ostatnio, żegnając się z Nigeryjką, podarowałam jej swój, już bardzo omodlony. Czułam, że nie zostawiam jej samej.

Czy można powiedzieć, że Pan Bóg ma łatwiejszy wstęp do człowieka, który cierpi?

Na pewno tak, choć zauważyłam, że często ludzie koncentrują się na zachowaniu tego życia, które mieli do tej pory. Jednak większość chciałaby po prostu zobaczyć żywego Pana Jezusa obok siebie. Kiedy jednej pani zadałam wprost pytanie: „Czy chciałaby pani, żeby Pan Jezus wziął panią za rękę?”, bez wahania odpowiedziała, że tak. On do nas przychodzi, często przez ludzi, których stawia na naszej drodze. Podczas pierwszej fazy leczenia, kiedy byłam na granicy załamania i prosiłam Go o jakiś znak, doświadczyłam takiego odczucia Bożej bliskości. To nie był sen ani jawa, ale został mi w głowie obraz Jezusa, który klęka i głaszcze mnie po głowie. Poczułam wtedy, jakby wszystkie moje rany się zagoiły. Zobaczyłam, że On jest samym dobrem i pomyślałam, że mogę być podobna do Niego.

Jest pani malarką. Co ostatnio Pani namalowała?

Tuż przed chorobą zrobiłam szkic obrazu Jezusa Miłosiernego. Po powrocie ze szpitala prosiłam męża, żeby to on dokończył obraz, bo też maluje. Okazało się, że jednak to ja go skończyłam i namalowałam jeszcze kilka innych. Ostatnio kwiaty dla mojego wujka. Podczas choroby dowiedziałam się też, że naprawdę lubię malować, bo miałam wątpliwości. Kiedy obolała po operacji wzięłam szkicownik i rysowałam, ku mojemu zdziwieniu poczułam ulgę... ból zniknął.

Mirosława Kostyła - malarka, plakacistka, ilustratorka. Mama trójki dzieci.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg