Ile solisz, co cię wkurza, jak często się myjesz? Czego się boisz w nowej szkole? – podpytywały się w Koszalinie polskie, niemieckie i hiszpańskie nastolatki.
Hiszpanie to spóźnialscy. Żywiołowi i głośni. Niemcy nie mają fantazji. Mają za to niemiecki porządek. Polacy-katolicy, jak Stoch, wszyscy jeżdżą na nartach. Potem lubią wypić – jak to u ludzi lodu. Podobne stereotypy miały okazję przełamać nastolatki z niemieckiego Altentreptow, hiszpańskiego Vigo i Koszalina w ramach projektu wymiany uczniowskiej Erasmus Plus, który w końcu kwietnia miał miejsce w koszalińskiej Szkole Podstawowej nr 23.
Skąd gangrena?
Zacznijmy od opinii o zepsuciu polskiej młodzieży. 2–3 proc. młodych to – według badań Fundacji „Dbam o mój zasięg” – pokolenie iGeneration – tych, którzy nie patrzą w oczy, tylko w telefony. Gangrena idzie, wiadomo, z Zachodu. Czy na pewno? Kręgielnia w Koszalinie. Wszystkie tory zajęte przez hiszpańską, niemiecką i koszalińską młodzież. Smartfony głównie w rękach tych ostatnich – w przerwach między zbijaniem kręgli sprawdzają, co na Fejsie, co na Instagramie i co na WhatsAppie. Muszą być na bieżąco. 14-letnia Julia Soszyńska zauważa, że jej rówieśnicy z Hiszpanii i Niemiec jakoś mniej muszą. – „Moja” Niemka w ogóle nie przywiozła ze sobą telefonu – mówi o Delii, która zamieszkała u niej na czas Erasmusa. – Powiedziała, że go nie potrzebuje, przecież wszystko jest zorganizowane. Rzeczywiście, plan Tygodnia Europejskiego jest wypełniony po brzegi: 12 Niemców, 13 Hiszpanów i 18 Polaków uczestniczy w lekcjach, uprawia sport, zwiedza zabytkowe miasta, integruje się w centrach rozrywki, zaś wieczorami poznają się w domach polskich gospodarzy (w przyciszonych i niedługich pogaduszkach tam, gdzie gośćmi są Niemcy, lub hałaśliwych i przeciągających się długo w noc tam, gdzie są Hiszpanie; ten stereotyp się potwierdził).
Strach przed obcym
Borys Pieńkowski z VII klasy dostał się do Erasmusa w nagrodę za zdobycie miana laureata w konkursie. Najpierw się ucieszył, teraz jednak dosłownie trzęsie się ze strachu. Do Koszalina zbliża się autobus z rówieśnikiem, który za parę chwil na tydzień zagości pod jego dachem. W głowie siódmoklasisty kotłują się pytania: „Jaki jest ten Mathis?” (bo jeśli to typowy, zamknięty w sobie Niemiec, to...), „Czy się dogadamy?”. – Wyobrażałem go sobie zupełnie inaczej. Na zdjęciach na Instagramie wydawał się małomówny. Mile mnie zaskoczył. Pierwszy wieczór przegadaliśmy do 23.00 – mówi z ulgą Borys. Delia stresowała się na długo przed przyjazdem do Koszalina. Na Facebooku zadała Julii pytanie, jak często się kąpie, ponieważ sama chciałaby... codziennie. Na szczęście koszalinianka wykazała się refleksem i obróciła sytuację w żart, ale w pierwszej chwili stereotyp ją oburzył. Nie chodzi o to, że niektóre stereotypy się potwierdzają. Tylko o to, by nie patrzeć przez nie na drugiego człowieka. Bo co wynika z tego, że Hiszpanie są niezorganizowani? – Jeśli w Niemczech coś ma się wydarzyć o 9.00, to tak będzie. W Polsce raczej również. W Hiszpanii sama zbiórka trwa godzinę. Ale dlaczego? To czas na zawiązywanie relacji, dlatego nikogo to nie irytuje – tłumaczy Dorota Barteczko, nauczycielka angielskiego w SP 23. – Z naszego punktu widzenia hiszpański rytm życia może wydawać się drażniący. Ba, czujemy się lepsi, bardziej zorganizowani. Ale kiedy dobrze pomyślimy, to zazdrościmy Hiszpanom tego ich „spokojnie”, czerpania przyjemności z chwili.
Dorota vs. Frau
Niegdysiejsze obrazki z jednej z polskich szkół, gdy uczniowie włożyli nauczycielowi na głowę kosz na śmieci, to ilustracja upadku autorytetów. Co gorsza, nierzadko dzieje się to za milczącym przyzwoleniem rodziców. Brakuje chyba tylko tego, by uczniowie przeszli z nauczycielami na „ty”. W Hiszpanii, o zgrozo, to już się dzieje... Młodzi koszalinianie mieli okazję podsłuchać, jak koledzy z hiszpańskiej Galicji zwracają się do swoich nauczycieli: „Manuel”, „Rodrigo”. Uszy więdną. – Nawet do nas zwracają się po imieniu – mówi zupełnie nieoburzona tym D. Barteczko. I szybko wyjaśnia, że ten zwyczaj nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku, nie jest komunikatem: „Jesteś jednym z nas”. Ważniejsze, czy buduje się autorytet. Na poważanie hiszpańskiego nauczyciela pracują rodzice, którzy chętnie współpracują z pedagogiem, ba, w konfliktowych sytuacjach tworzą z nim jeden front. – W polskich szkołach różnie bywa. Są takie, gdzie i dzieci, i rodzice myślą, że mogą wszystko – przyznaje anglistka. Zarazem cieszy się, że koszalińskie nastolatki mogły zobaczyć również inny, niemiecki model traktowania nauczyciela. Podczas gdy w Polsce forma zwracania się do niego bywa nieco zmiękczana (dzieciom zdarza się zwracać do nauczycielki „pani Doroto”), to w Niemczech jedynym dodatkiem do „Frau” może być nazwisko.
Perfekcyjny? E, tam!
Młodzi Europejczycy, jak wszyscy, boją się tego, co inne. Rozumieją jednak, że ten straszny „inny” to niekoniecznie ktoś obcy. To może być on sam. Na przykład wtedy, gdy rozpoczyna naukę w nowej szkole. A zdarza się to kilka razy w życiu, podczas przechodzenia z niższej szkoły do wyższej. W nowej sytuacji są Polacy, których przy okazji likwidacji gimnazjów jeden taki etap omija. – Wszystko ma swoje plusy i minusy – wyjaśnia Julia. 8-klasowa podstawówka to według niej świetna perspektywa dla osób, które trafiły na zgraną klasę. Ale jeśli nie? – Wtedy dopiero przejście do kolejnego poziomu edukacji jest szansą na otrzymanie czystej karty. W nowej szkole możesz zbudować swój pozytywny wizerunek, nawet jeśli w poprzedniej byłeś na czarnej liście – tłumaczy. A ponieważ nie jest to łatwe, nastoletni Europejczycy wspólnie stworzyli poradnik, jak zacząć życie w nowej szkole i nie zwariować. Ich recepta brzmi: bądź sobą. Bez względu na to, czy są to Hiszpanie, Niemcy czy Polacy, nastolatki zdają sobie sprawę, że brak szczerości wyklucza z grupy rówieśniczej. Że udawanie prowadzi do wypalenia i w efekcie do obnażenia swojego gorszego „ja”. Odważni przekonywali nieśmiałych: bądźcie pewni siebie, przecież macie coś do zaoferowania. Zbyt ostrożnym przypominali: hej, nikt nie musi być perfekcyjny!
Kaleczenie ośmiela
No i nikt nie musi perfekcyjnie mówić po angielsku. Lęk przed błędami językowymi blokuje nawet najlepszych uczniów (Lisa z Altentreptow zemdlała podczas jednej z prezentacji po angielsku). Najważniejsze, żeby chcieć się porozumieć. – Tutaj, żeby zaistnieć, uczniowie muszą w końcu zawalczyć, powiedzieć coś we wspólnym języku – mówi anglistka. – Satysfakcja przychodzi szybko: tego uda im się rozśmieszyć, tamtemu pomóc w zakupach. Tak zaczyna się praktykowanie języka obcego. Co ciekawe, Hiszpanie wolą uczyć się angielskiego z Polakami niż na obozach językowych w Irlandii. – Lepiej im idzie, gdy są wśród rówieśników, którzy mówią z błędami – uważa nauczycielka. – Hiszpanów to odblokowuje, bo widzą, że tu nikt nie śmieje się z potknięć językowych. Przecież chodzi o porozumienie się.
Polak-katolik
Tematami rozmów nastolatków – prócz sylwetek znanych youtuberów czy gier – były rodzina, szkoła, tradycje narodowe. A tematem, który na ustach Europejczyków się nie pojawiał – wiara. W niedzielę żaden z zagranicznych gości nie pytał o możliwość pójścia do kościoła. Również podczas zwiedzania świątyń nie dawali sygnału, że są w tym miejscu kimś więcej niż tylko turystami. – Nie widziałam, żeby ktokolwiek tam przyklęknął albo się pomodlił – wraca pamięcią do poprzedniego dnia Weronika Wrzask. W jej domu przed posiłkiem wszyscy robią znak krzyża, ale czy jej gość, Leele, to zauważyła? W każdym razie nie zapytała o to. – Raz tylko wspomniała, że przy jakiejś okazji była z rodzicami w kościele. W ten sposób zorientowałam się, że być może jest wierząca. Ale to wszystko – opowiada Weronika. Jeśli chodzi o religijność, w Koszalinie zmienił się stereotyp, któremu przed laty uległ Rodrigo, hiszpański koordynator Erasmusa. Gościł wtedy z uczniami w Sandomierzu i nabrał wówczas przekonania, że Polska to bardzo katolicki i konserwatywny kraj. Polak-katolik? Po wizycie na Pomorzu już tak nie uważa. – Zupełnie tu tego nie widać – twierdzi.
Może croissanta?
Podróż w obce strony uczy, że inne nie znaczy gorsze. Żeby jednak to inne polubić, ktoś musi je pokazać. Manuel Rodriguez, inny hiszpański nauczyciel, zdaje sobie sprawę, że Polska z książek i ta poznana osobiście to dwie różne Polski. Dlatego cieszy się, że w programie Tygodnia Europejskiego było zwiedzanie Pomorza, m.in. Szymbarka, Malborka i Gdańska. No i kosztowanie polskiej kuchni. Koordynatorzy Erasmusa już wcześniej przestrzegali koszalińskich rodziców, by nie stawali na rzęsach, zadowalając nawyki swoich gości. – Musieliśmy ich powstrzymywać, by nie szukali w sklepach owoców morza ani nie serwowali na śniadanie tortilli czy croissantów – wyjaśnia D. Barteczko. Okazuje się, że na stół nie muszą wjeżdżać osławione polskie pierogi. 14-letniej Niemce Leele, której prapradziadek był Polakiem, zasmakowały zwykłe zupy – pomidorowa i ogórkowa. Ma tylko jedną uwagę do polskiej kuchni. – Zaskakujące jest to, że wasze jedzenie jest takie... słone. Nawet popcorn. Przecież popcorn je się na słodko! Tydzień w Koszalinie zbudował w młodych Europejczykach nowe doświadczenie. Wbrew pozorom oczy mieli otwarte, wszak dla większości to pierwsza „dorosła” wyprawa w dalekie strony. – Uczniowie obserwują – mówi M. Rodriguez. – Dziwi ich to, że ich rówieśnicy z odległych kulturowo krajów wcale nie są tak różni od nich. Taki tydzień bywa punktem zwrotnym dla nich, poznają świat bez pośrednictwa rodziców, wielu nagle dojrzewa w tym czasie. Dla nas, dorosłych organizatorów tego wyjazdu, to tylko tydzień. Dla nich to krok milowy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |