Drogie prezenty, suknie z koronki i menu jak z czterogwiazdkowej restauracji? A właśnie że nie!
Wieść gminna i legendy miejskie głoszą, że obecnie przygotowanie do Pierwszej Komunii św. to głównie buszowanie po sklepach, wielka komercja i przeliczanie „zdobytej” podczas przyjęcia kasy. Podobno, by dziecko miało „wspaniały dzień”, potrzebne są drogie prezenty, ubrania od znanych projektantów i menu w najmodniejszych restauracjach. Tyle portale internetowe i fora dla rodziców. A jednak wielu poważnie myśli o sakramencie i robi wszystko co w ich mocy, by dziecko jak najwięcej zrozumiało, poczuło i doświadczyło. Zapytaliśmy znane i lubiane osoby, w jaki sposób przeżywały wraz ze swoimi dziećmi Pierwszą Komunię św. To swoiste świadectwo, ale i wademekum, jak przygotować dziecko duchowo i jak zorganizować przyjęcie komunijne, by było uroczyste, godne, przebiegało w podniosłej atmosferze i podkreślało wagę chwili. Słowem: czy można przeżyć spokojnie i naprawdę dobrze Pierwszą Komunię dziecka? I czy nasze dziecko zapamięta ten dzień do końca życia, mimo że nie dostało w prezencie wycieczki dookoła świata? Oczywiście!
Małgorzata Ostrowska-Królikowska
aktorka, mama pięciorga dzieci
Pewna dojrzałość do wspólnego z dzieckiem przeżywania Pierwszej Komunii św. przyszła u mnie wraz z doświadczeniami życiowymi i z wiekiem. Przy trojgu starszych dzieci starałam się, by uroczystość miała charakter duchowy, spokojny. Jednak chyba dopiero przygotowanie do sakramentu czwartego i piątego dziecka przeżyłam naprawdę mocno, głęboko. I właśnie do takiego przeżywania Komunii starałam się jak najlepiej przygotować dzieci. W teorii większość z nas wie, że duch jest ważny, a nie materia. Z praktyką jednak bywa różnie i zdarza się, że w ferworze szalonych przygotowań, zalewie komercji, hałasie zapominamy o sprawach najistotniejszych. Dlatego myślę, że ważne jest, abyśmy my, rodzice, wspólnie z dzieckiem chodzili na spotkania przed Pierwszą Komunią św. Abyśmy sami wyciszyli się i duchowo wzmocnili. Wtedy również naszemu dziecku będzie łatwiej. Przykład jest ważny, a nie „święte” teorie. Jeśli chodzi o sprawy „techniczne” dotyczące dnia Pierwszej Komunii, to wybierałam przyjęcie w domu. Właściwie był to obiad, skromny, ale godny, a jeśli pozwalała aura – wystawialiśmy stoły do ogrodu. Przyjęcie odbywało się w gronie najbliższej rodziny (a ponieważ jesteśmy dużą rodziną, to i gości jest sporo). Gotowałam sama, przygotowywałam obiad wraz z córkami. Najważniejsze było dla mnie to, by tego dnia dziecko przystępujące do Komunii czuło, że rodzina i przyjaciele są razem. Prezenty, które dziecko dostaje, są zwykle skromne, związane z uroczystością i w jakiś sposób do niej nawiązujące, choć niekoniecznie konfesyjne. Rok temu do Pierwszej Komunii św. przystąpił nasz najmłodszy syn Ksawery, a ponieważ marzył o nowym, większym rowerze, dostał go. Ale dwa kółka nie przysłoniły mu spraw dużo ważniejszych.•
Justyna Bednarek
pisarka, mama trojga dzieci
Kiedy słyszę o hucznym obchodzeniu Pierwszej Komunii św., robi mi się słabo. Dzieciom jest trudniej niż dorosłym (dla których też nie jest to łatwe) zrozumieć tajemnicę Eucharystii, a jeśli jeszcze doda się do tego „rozpraszacze” w postaci atrakcyjnych dóbr materialnych, to cała uwaga zostaje zagarnięta przez te drugorzędne rzeczy. Na szczęście nasi bliscy podzielają taki punkt widzenia. Trzy razy obchodziliśmy Pierwszą Komunię św. naszych dzieci i za każdym razem odbywało się to bez przepychu. Garniturki dla chłopców były szyte przez szkołę, podobnie sukienka liturgiczna córki. Dzięki temu wszystkie dzieci były ubrane jednakowo. Było mi łatwiej, bo moje dzieci chodziły do katolickiej szkoły społecznej. Jednak ja sama, lata temu, też miałam prostą sukienkę liturgiczną, podczas gdy inne dziewczynki ubrane były w „krynoliny”. A zatem także bez ułatwień ze strony szkoły można skromnie ubrać dziecko. Po Mszy św. wracaliśmy do domu na uroczysty obiad, razem z dziadkami, chrzestnymi i najbliższymi krewnymi. Dziecko było ważne, siedziało na głównym miejscu – i na tym przede wszystkim polegała atrakcyjność przyjęcia. Nigdy nikt mnie nie pytał, co kupić, ale wszystkie moje dzieci dostały prezenty ściśle związane z wydarzeniem: medaliki, ryngrafy, Pismo Święte, ładną grafikę o treści religijnej. Podobne prezenty robiliśmy z mężem naszym chrześniakom. Oczywiście, wiadomo, że nasi „komuniści” czekali na jakąś dodatkową przyjemność. I nie zawiedli się. Zawsze był dodatek do tego głównego, pamiątkowego prezentu. Piłka, firmowe klocki albo 300 zł, żeby dziecko mogło zaspokoić jakąś zachciankę. Nie ma moim zdaniem nic złego w tym, że dziecko dostanie jakiś „świecki” prezent – chodzi przecież i o to, żeby zapamiętało ten dzień jako coś bardzo przyjemnego. Rzecz w tym, żeby te atrakcje nie przyćmiły głównego wydarzenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |