Zanurkować czy obejść?

Przede wszystkim pokochać. Mieszkańców Szczecinka zaproszono nie tylko do korzystania z miejskich jezior, ale i do fascynacji ich niezwykłym ekosystemem.

Nieczęsto się zdarza, by tak nieduże miasto jak Szczecinek posiadało w granicach administracyjnych trzy jeziora. Perłą w koronie miasta jest jezioro Trzesiecko ze swoimi 295 hektarami, następne w kolejności to Wilczkowo (100 ha), a ostatnie miejsce zajmuje Leśne (17 ha). Z 1700 hektarami podmokłych terenów sąsiadującego z miastem jeziora Wielimie Szczecinek jest wędkarską stolicą Polski.

Strategiczne położenie – w średniowieczu ze względu na walory obronne, dziś z uwagi na turystykę i sport – zobowiązuje. I choć mieszkańcy nie staną się na powrót ludem jezior, a rybką, którą raczą się na przystani, jest częściej dorsz atlantycki niż lokalny sandacz (najsmaczniejszy z licznych gatunków szczecineckiego jeziora), mają szansę coraz bardziej świadomie żyć w ekosystemie Pojezierza Drawskiego. Pomaga im w tym Centrum Edukacji Ekologicznej i Rewitalizacji Jezior – nowoczesna placówka otwarta przed dwoma laty w miejsce starej, rozpadającej się bazy sportów wodnych, tuż nad brzegiem Trzesiecka. To jeden z pięciu ośrodków w województwie zachodniopomorskim – obok powstających w Świdwinie, Wałczu, Stargardzie i Szczecinie – popularyzujących naukę, sportowy styl życia i wypoczynek na łonie przyrody.

Okonie lubią godzinę 13.00

Jak zauważa Radosław Wąs, dyrektor CEEiRJ, przeciętne zainteresowanie tematem środowiska naturalnego to kalka gorących medialnych tematów. Zwiedzający ośrodek pytają o to samo. Drzewa wycinać czy nie? Wilki powinny być pod ochroną czy lepiej je odstrzelać? – A najpierw powinniśmy zdać sobie sprawę, że to my weszliśmy z cywilizacją na tereny bytowania zwierząt. I oczywiście nie chodzi o to, byśmy cofnęli się do epoki kamienia łupanego i przenosili ogień z ogniska na ognisko. Ale że do nas należy znalezienie złotego środka. To wymaga wiedzy i wysiłku, bo przecież zamiast eksploatować środowisko, możemy zainwestować w odnawialne źródła energii, takie jak wiatraki, ogniwa fotowoltaiczne, elektrownie wodne – wymienia dyrektor. Sam, z urodzenia szczecinecczanin, pasjonuje się organizmami wodnymi. Pochłania go rozwiązywanie zagadki, dlaczego jedna ryba chce jeść pewien pokarm, a inna nie.

– Przed stworzeniem sali akwarystycznej w naszym centrum uważałem, że hodowla ryb egzotycznych, tych wszystkich „rybek Nemo”, jest trudniejsza niż ryb rodzimych. Bo przecież – tak się wydaje – ryba z jeziora przeżyje w każdej wodzie. Po stworzeniu akwariów zmieniłem zdanie o 180 stopni. Łatwiej utrzymać skalary czy pielęgnice niż naszego amura. Sala z akwariami (a na palcach jednej ręki można policzyć w Polsce placówki edukacyjne, które takie sale posiadają) służy więc nie tylko do zwiedzania, ale też do obserwacji, co robi w południe jaź, a co ukleja.

Ryby miewają nieprzewidywalne zachowania, co zauważają bardziej spostrzegawczy wędkarze. Jeden z nich znalazł w listopadzie na Trzesiecku miejsce, gdzie według zachowań okoni można było nastawiać zegarek – wychodziły na żer… punktualnie o 13.00. Szacunku dla zwierzyny jeziornej uczą się członkowie sekcji wędkarskiej, którzy praktykują metodę „catch & release”, czyli „złów i wypuść”. Wyłowioną rybę oglądają, rozpoznają i wypuszczają z powrotem do wody.

Swoje umiejętności przekazują innym – w połowie czerwca wspomagali niepełnosprawnych kolegów ze szczecineckiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, którzy rywalizowali w I Integracyjnych Zawodach Wędkarskich dla Dzieci. Jak zapewnia sędzia główny dziecięcych połowów Jarosław Dywizjusz, młodym adeptom wędkarstwa wystarczyła satysfakcja – 200 okazów z powrotem wpuszczono do ich środowiska. Jedyna ryba, której oni i inni wędkarze nie mogli tu złowić, a z której Trzesiecko słynęło od średniowiecza, to jesiotr. Tak rozsławiał ten region, że uwieczniony został w herbie miasta – jako trofeum w łapsku gryfa. Toteż jako jedynemu, aktualnie nietutejszemu, pozwolono mu buszować dumnie po jednym z akwariów. A z tym jego wydłużonym pyszczkiem i wypustkami kostnymi na grzbiecie, upodabniającymi go do smoka, przydaje się do opowieści. Bo o wodzie, by zafascynowała, w CEEiRJ opowiadają ciekawie.

Optymistycznie

Zresztą można się tu nie tylko nasłuchać czy napatrzeć na ciekawostki w salach ekosystemów, ale i nieźle zmoczyć w ogrodzie wodnym. Dzieci z półkolonii zorganizowanej przy szczecineckiej SP 1 nie zważały na pryskającą pod sufit wodę pod ciśnieniem, gdy wypróbowywały śrubę Archimedesa czy sprawdzały, na czym polega paradoks hydrostatyczny. Wodne atrakcje w słynącym z jezior Szczecinku są pożądane. I nie chodzi tylko o te najbardziej spektakularne: najdłuższy w Polsce, bo liczący 1,1 km, wyciąg do nart wodnych czy pokaz flyboardingu (akrobacji nawet 18 m ponad powierzchnią jeziora na desce wprawianej w ruch wodą z rury). W Trzesiecku mogłoby roić się, jak w latach 70. (z czego słynęło), od malowniczych żaglówek sunących po jego 5-kilometrowej niecce. – Chcemy, by to się odrodziło, dlatego szkolimy młodych wodniaków. W sekcji żeglarskiej uczą się pływać na optymistach, czyli jednoosobowych żaglówkach – tłumaczy Radosław Wąs. – Wykonujemy duży wysiłek, by pokazać, co nad wodą można robić prócz leżenia na kocu i przeglądania Facebooka.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg