Jak w piekle

Czasem zdarza się, że znajduje się ciało przysypanego kolegi. Jest zakleszczone, nie można go wyjąć. Z bezsilności chce się wyć. Wtedy się mówi: „Dej pokój, chopie. Popuść. Tam na wiyrchu dzieci na Ciebie czekają. Trza Ci godziwy pogrzeb zrobić”. I często jest tak, że ciało cudem wiotczeje, puszcza…

Twierdzą, że najgorsza jest bezsilność, gdy staje się przed ścianą i ma się świadomość, że za nią, kilkaset metrów dalej, są poszkodowani. Bezradność, kiedy z powodu zagrożenia wybuchu metanem trzeba przerwać na jakiś czas akcję, wycofać się z chodników z poczuciem, że gdzieś tam są koledzy. Bezradność, kiedy dochodzi się do górnika, który jeszcze żyje, ale jest zakleszczony i nie można go wyjąć. Kiedy umiera dosłownie na oczach. I to ostateczne poczucie bezsilności, kiedy po morderczej akcji poszukiwania zaginionych kolegów odnajduje się ich ciała... – W akcji się o tym nie myśli – przyznaje Adrian. – To jest taka dawka adrenaliny, że liczy się tylko jedno: wyciągnąć żywych ludzi! Dopiero w domu to do człowieka dochodzi.

Żony nie pytają

Po ciężkich akcjach przez jakiś czas ratownicy przeżywają je w sobie na nowo. Każdy z nich reaguje inaczej. Ale we wszystkich głowach to siedzi. O tych sprawach nie rozmawiają z żonami. One też nie pytają. – Są już wystarczająco obciążone – mówią ratownicy. – Ale czasem pogadać z kimś trzeba. Wtedy idzie się na piwo z kolegami z zastępu. I choć zaczyna się rozmowę na inny temat, kończy się na robocie. Trzeba przeanalizować, co można było jeszcze zrobić, co było dobre, co robimy jutro. Bo wiadomo, że jutro wszystko trzeba zaczynać od nowa.

Zastęp ratowniczy liczy 5 osób. Ratownicy twierdzą, że to jak jedna ręka. Tam każdy na każdego może liczyć. Ratownicy w zastępie rozumieją się bez słów, czasem nawet nie muszą na siebie patrzeć, żeby wiedzieć, co mają robić. Mają świadomość, że koledzy ich nie zostawią. Kiedy trzeba się wymienić, odwołuje się cały zastąp. Najważniejszy jest zastępowy. Jego trzeba słuchać bezwzględnie. Czasem zastępowy musi huknąć na kogoś po męsku. On bierze na siebie odpowiedzialność nie tylko za sukces zakończonej akcji, ale i za ludzi. – Kiedy zapada decyzja o wycofaniu się, to choćby któregoś w zastępie skręcało, bo na przykład tam pod ziemią jest jego brat, wszyscy posłusznie robią w tył zwrot – zapewniają ratownicy. – W akcjach ratowniczych trzeba patrzeć też na swoje bezpieczeństwo i na życie kolegów. Nie po to się idzie ratować ludzi, żeby poszkodowanych było jeszcze więcej.

To wezwanie przyszło pod koniec szychty. W ścianie zrobił się obwał. – Dostaliśmy telefon: „Biegnijcie, bo tam jest ranny” – opowiada Marek Pawlus, ratownik w kopalni "Wujek" Ruch "Śląsk". – Dochodzimy na miejsce. Leży górnik. Spadła na niego łata ze ściany. Dziura w kręgosłupie. Wszędzie pełno krwi. Zabraliśmy go na nosze. Krew spływała na nasze spodnie, na buty. Na szybie już czekał lekarz. Niestety, stwierdził zgon.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg