Czasem zdarza się, że znajduje się ciało przysypanego kolegi. Jest zakleszczone, nie można go wyjąć. Z bezsilności chce się wyć. Wtedy się mówi: „Dej pokój, chopie. Popuść. Tam na wiyrchu dzieci na Ciebie czekają. Trza Ci godziwy pogrzeb zrobić”. I często jest tak, że ciało cudem wiotczeje, puszcza…
Wiele w ostatnich dniach mówiono o ratownikach. Tych z TOPR-u, i z SOR-u, i z karetek pogotowia ratunkowego. Są i oni. Ratownicy w kopalniach. Zwykle przypominani, gdy pod ziemią dochodzi do tragedii; tąpnięć, zawaleń. Gdy trzeba iść wyciągać zasypanych górników... A tak naprawdę ratownicy w kopalniach są cały czas. Każdego dnia wykonują ciężką pracę, narażeni nieustannie na ryzyko... że to ich ostatnia dniówka.
Pierwsza skórka
Tak w ratowniczym żargonie nazywa się pierwszą śmiertelną ofiarę wyciągniętą przez ratownika spod ziemi. – To nie przez brak szacunku – zapewnia Adam Stefański, emerytowany ratownik.
W czynnej służbie przepracował 17 lat. Przeszedł długą drogę, od ratownika przez zastępowego, aż do mechanika sprzętu ratowniczego. Miał szczęście: nigdy nie musiał wyciągać zmarłego górnika.
Inni nie mieli takiego "szczęścia". Jak choćby ci, którzy w czerwcu 2015 roku wyciągali zmarłych kolegów po tąpnięciu w kopalni "Wujek" Ruch "Śląsk" w Rudzie Śląskiej. Do wstrząsu o niespotykanej sile doszło kilka tygodni wcześniej. To była jedna z najtrudniejszych akcji poszukiwawczych w powojennej historii polskiego górnictwa.
Trwała przez prawie dwa miesiące. Ratownicy, leżąc na brzuchu, wybierali odłamki skalne, chcąc dotrzeć do zaginionych. Mieli świadomość, że górotwór cały czas "pracuje", słyszeli głuche dźwięki, wiedzieli, że wystarczy kolejny lekki wstrząs, a oni sami zostaną zmiażdżeni. - Wtedy myśli się tylko o jednym: uratować ludzi - mówi Adrian Idzik, który brał udział w tej akcji. - Nadzieja jest zawsze, że idzie się po żywych...
Najgorsza jest bezsilność
Wstrząs nastąpił pomiędzy zmianami. Jedna zmiana skończyła szychtę. - Nasza miała akurat pracować w tamtym rejonie - opowiada Mariusz Centkowski. - Gdyby wstrząs nastąpił dwie godziny później, to nas by szukali… Na szybie już dowiedzieliśmy się o wstrząsie. Biegliśmy szybko, żeby zrobić penetrację terenu. Nie doszliśmy zbyt daleko. Okazało się, że dalej nie ma już chodników. Później doszła informacja, że dwóch górników nie wyjechało na powierzchnię. Rozpoczęła się akcja. Niestety dopiero dwa i pół miesiąca później inny zastęp znalazł ich ciała.
Wszystko wskazuje, że dwaj górnicy przeżyli ten wstrząs. Akcja poszukiwawcza była prowadzona pod ziemią i z powierzchni. W 2010 roku w Chile dzięki odwiertowi z powierzchni uratowano 30 uwięzionych górników. Takim otworem spuszcza się w dół kamerę, światło, mikrofon i głośniki, przez które nawołuje się zaginionych. Można nim spuścić wodę, żywność i lekarstwa czy dmuchnąć sprężonym powietrzem. Tym razem jednak się nie udało... W wąskim przejściu, na drodze ucieczkowej, ratownicy zauważyli ciała poszukiwanych kolegów. Wygląda na to, że uciekając, natrafili na barierę w postaci zaciśniętej, zniszczonej tamy wentylacyjnej. Tam metan stopniowo wyparł tlen. – Kiedy zabraknie tlenu, śmierć następuje szybko – zapewnia Mariusz. – Jest nadzieja, że za bardzo nie cierpieli. Dwa wdechy i wystarczy. Odchodzi się spokojnie, jakby zasypiając…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |