Czasem zdarza się, że znajduje się ciało przysypanego kolegi. Jest zakleszczone, nie można go wyjąć. Z bezsilności chce się wyć. Wtedy się mówi: „Dej pokój, chopie. Popuść. Tam na wiyrchu dzieci na Ciebie czekają. Trza Ci godziwy pogrzeb zrobić”. I często jest tak, że ciało cudem wiotczeje, puszcza…
Inna akcja też zastała ich pod koniec ciężkiej szychty. Górnik został przysypany drobnym pyłem. Prawdopodobnie udusił się pod nim. Na zewnątrz nie było widać żadnych obrażeń ciała. Wyglądał, jakby spał. Była nadzieja, że ciągle żyje. Do końca jest taka szansa. Dopiero lekarz stwierdza zgon. – Co się wtedy czuje? – No, bezsilność…
Idą po żywych
Nie tylko akcje, w których idzie ratować się ludzi, są trudne. Adam Stefański nie zliczy akcji gaszenia podziemnych pożarów w kopalniach, w których brał udział. Tego typu pożary często nie przejawiają się ogniem, ale podwyższonymi stężeniami gazów w atmosferze, zwiększoną temperaturą, albo zadymieniem. Pożar niewykryty na czas jest bardzo groźny dla górników. Oni mogą nieświadomie znaleźć się w atmosferze, w której nie można oddychać. Zawężania pola ognia w kopalni to jedne z najbardziej niebezpiecznych akcji dla ratowników.
– Pamiętam jedną na kopalni "Centrum", po wybuchu metanu w 1982 roku. Zginęło wtedy 49 górników – opowiada. – Szczątki ich ciał ratownicy wyciągali z chodników jeszcze wiele miesięcy po katastrofie. Zawężaliśmy pole pożarowe. To była masakra. Jak w piekle. Temperatura 49 stopni, wilgotność 90 procent. Zawartość tlenu 10 procent, do tego śmiertelna dawka stężenia tlenku węgla. Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby ktoś niechcący uszkodziłby sobie aparat tlenowy. Pamiętam, wchodzimy w rejon, gdzie za chwilę mamy stawiać tamę przeciwpożarową, i widzimy przed sobą żywy ogień. Nagle świst, trzask i dookoła nas robi się ciemno. Serce staje. Na to nasz zastępowy mówi spokojnie: "Chopy, dejcie pozór". Za chwilę jakby coś wciągało powietrze w wielkie płuca. Hełm poszedł mi do góry. I nagle czysto dookoła, wszystko widać. Bez zastanowienie łapiemy za narzędzia i szybko posuwamy robotę do przodu. Bo za moment powtórka z rozrywki. Prądy powietrza się obracają i znowu robi się ciemno…
Przeżycie było mocne. – Co wam groziło? – Wszystko! Wybuch, spalenie, otrucie. Adrenalina opadała w domu. Nie było jednak dużo czasu na myślenie. Bo następnego dnia akcja zaczynała się na nowo.
Nie ma dwóch takich samych akcji – twierdzą ratownicy górniczy. – Każda jest inna, każda jest trudna. I każdą się pamięta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |