Na kurs przedmałżeński idą zwykle z mieszanymi uczuciami. Obowiązkowe przygotowanie do ślubu nie kojarzy się najlepiej.
– Raczej ze stratą cennego czasu i nachalną indoktrynacją kościelną – mówią Marta i Mikołaj z Katowic.
Połączyła ich siatkówka. Spotkali się w liceum na obozie Kadry Śląska. Już wtedy między nimi zaiskrzyło, ale ze względu na młody wiek i dzielącą ich odległość przez lata pozostali przyjaciółmi. Dopiero będąc na studiach, odkryli, że są w sobie zakochani i chcą spędzić razem życie. – Mikołaja wymodliła mi babcia – opowiada Marta. – Kiedyś umówiłyśmy się, że kiedy już będzie w niebie, przyśle mi stamtąd męża. Pewnego dnia już po jej śmierci siedziałam sama w pokoju i powiedziałam głośno: „Babciu, obiecałaś i co?!”. W tym momencie przyszedł SMS od Mikołaja, który od dłuższego czasu się do mnie nie odzywał. I to był znak z nieba – śmieje się.
Przed ślubem wybrali się na kurs dla narzeczonych „Przed nami małżeństwo”. – Mając w pamięci wszystkie straszne opowieści moich znajomych o tego rodzaju kursach przedmałżeńskich, szedłem na niego mocno zniechęcony – przyznaje Mikołaj. – Tym bardziej że kończyłem studia, miałem mnóstwo obowiązków i nie miałem ochoty tracić czasu. Ale z każdą godziną coraz bardziej przekonywałem się do kursu.
Mikołaj i Marta podkreślają, że kurs był nie tylko profesjonalny, dopracowany pod każdym względem, ale prowadzony z ogromnym szacunkiem do słuchaczy. – Nikt do niczego nie zmuszał, niczego na siłę nie chciał udowodnić – mówią. – Najbardziej przekonująca była postawa prowadzących małżeństw i czułość, jaką sami sobie okazywali. – To było poruszające – dodaje Marta. – Rzadko spotyka się małżonków z dwudziestoletnim stażem, którzy patrzą na siebie z takim uczuciem, zwracają się do siebie z taką miłością. Chyba każdy z narzeczonych po tych dwóch dniach zechciał też stworzyć tak szczęśliwe małżeństwo.
Mikołaj zaznacza, że niektóre treści kursu, choć podane delikatnie, pięknie i z klasą, nie były proste do przyjęcia. – Na przykład zdanie, żeby Bóg był w małżeństwie przed żoną i mężem, budziło i nadal budzi we mnie jakiś wewnętrzny opór.
– Zapamiętałam szczególnie jedną wypowiedź – mówi Marta. – Prowadzący powiedział, że nie twierdzi, że małżeństwa wśród osób niewierzących nie udają się. Ale może nam obiecać, że budując swoją rodzinę z Bogiem i na Bogu, będzie nam o wiele łatwiej. I chyba o to w tym chodzi. To jest prawda.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |