Kanadyjska obrończyni życia Mary Wagner została wczoraj uznana za winną nielegalnego wkroczenia do ośrodka aborcyjnego. Sąd postanowił zarazem o jej uwolnieniu, ponieważ odsiedziała już potencjalną karę przed wydaniem wyroku. Mary usłyszała przy tym od sędziego niebywały komplement.
17 kwietnia br. Mary po raz kolejny, mimo wielu sądowych zakazów, weszła do placówki, w której dokonywane są aborcje. Napotkanym tam kobietom oferowała róże i rozmowę, jeśli były gotowe rozważyć rezygnację z zabicia własnego dziecka. Została zatrzymana i osadzona w areszcie.
Wczoraj odbył się jej proces. Według LifeSiteNews, Mary została uznana za winną. Sąd nie nałożył na nią jednak kary więzienia, ponieważ przed rozprawą obrończyni życia odsiedziała za kratami więcej niż wynosi maksymalne zagrożenie karą za przypisane jej przestępstwo (uwzględniając, że każdy dzień w areszcie przez wyrokiem liczy się tam jako półtora dnia odbycia kary pozbawienia wolności). Sąd odrzucił wniosek oskarżyciela o nałożenie na Mary Wagner kary 30 dni prac społecznych. Sędzia Mark Jette wygłosił przy tym... niebywałą pochwałę skazanej. Oświadczył, że jest rad, iż Mary codziennie pracuje na rzecz społeczeństwa. - Ma to pani w swoim DNA - stwierdził sędzia
45-letnia Mary Wagner wielokrotnie wchodziła do placówek aborcyjnych, by ratować życie dzieci i pomóc ich matkom. Była za to wielokrotnie skazywana. W sumie spędziła w więzieniu kilka lat. Pochodzi z katolickiej rodziny z okolic Vancouver. Ma 12 rodzeństwa, z czego pięcioro to dzieci adoptowane. Niektóre z nich są niepełnosprawne. Mary pomagała w ich wychowaniu. Z wykształcenia jest anglistką i romanistką. Dwa razy odwiedziła Polskę.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.