Koniec szans na obalenie aborcji na życzenie w USA?

Sąd Najwyższy USA uchylił wczoraj przepis prawa stanowego Luizjany, dotyczący aborcji. Wymagał on od lekarzy dokonujących jej w przychodniach, by byli związani z miejscowym szpitalem i mogli przyjmować w nim pacjentki, u których wystąpiły proaborcyjne komplikacje. Wyrok w tej - zdawałoby się - incydentalnej sprawie każe obrońcom życia na nowo przemyśleć ich strategię w walce o obalenie głównego proaborcyjnego wyroku SN USA z 1973 r. Zalegalizował on aborcję na życzenie w całych Stanach Zjednoczonych i pozwolił na zabicie już około 60 milionów dzieci.

Dla Polaków sprawa z Luizjany jest mało czytelna z powodu różnic w systemach ochrony zdrowia w naszym kraju i w USA. W Polsce często mówi się o amerykańskich klinikach aborcyjnych. Określenie "klinika" w naszym kraju kojarzy się ze szpitalem - i to na poziomie uniwersyteckim. Tymczasem angielskie słowo "clinic" oznacza tyle, co "przychodnia". I właśnie w przychodniach, a nie szpitalach najczęściej zabijane są dzieci amerykańskie dzieci nienarodzone. Prawo Luizjany wymagało od lekarzy-aborterów z tych przychodni, by posiadali w miejscowym szpitalu tzw. admitting privilege, czyli prawo przyjmowania w tymże szpitalu pacjentek, u których wystąpiły komplikacje po aborcji przeprowadzonej w przychodni. Proaborcjoniści uważają, że takie zabezpieczenie ochrony zdrowia kobiet zbytnio utrudnia działalność placówek aborcyjnych. Oficjalnie jednak mówią w tym kontekście o trosce o dobro pacjentek i ich dostęp do aborcji.

Sąd Najwyższy USA podzielił wczoraj ich opinie głosami 5:4. Co ciekawe, szalę przeważył głos prezesa sądu Johna G. Robertsa, katolika, co do którego obrońcy życia żywili niebezpodstawnie nadzieje, że będzie optował na rzecz praw dzieci nienarodzonych. On jednak uznał, że sąd jest związany w sprawie z Luizjany swym proaborcyjnym orzeczeniem sprzed 4 lat w podobnej sprawie dotyczącej Teksasu. Co więcej, Roberts przyznał, że orzeczenie dotyczące prawa teksańskiego było nietrafne, a mimo to uznał, że precedens ten wiąże Sąd Najwyższy USA w sprawie z Luizjany.

Inni wskazywali, że to związanie wcześniejszym precedensem nie jest bezwzględne, a sprawy z Teksasu i Luizjany różniły się na tyle, że formalnie możliwe było przyjęcie orzeczenia idącego w innym kierunku. I tak np. prawo w Teksasie (inaczej niż w Luizjanie) wymagało od aborterów nie tylko posiadania admitting privileges, ale także nakazywało ośrodkom aborcyjnym spełnianie standardów wymaganych od ambulatoryjnych placówek chirurgicznych.

Zwolennicy zaskarżonego przepisu prawa Luizjany kwestionowali także formalną legitymację placówek aborcyjnych do występowania w interesie pacjentek i ich rzekomo naruszonych praw.

Wczorajszy wyrok każe obrońcom życia na nowo przemyśleć ich strategię zmierzającą do ograniczenia bądź nawet obalenia wyroku SN USA z 1973 r. Orzeczenie to zalegalizowało aborcję na życzenie w cały Stanach Zjednoczonych. W efekcie już około 60 milionów dzieci straciło życie w majestacie prawa.

Wraz z inauguracją prezydentury Donalda Trumpa i złożeniem przez niego obietnicy, że będzie nominował do federalnego Sądu Najwyższego wyłącznie sędziów pro life, pojawiła się nadzieja na obalenie straszliwego wyroku z 1973 r. Poszczególne stany przyjmowały ustawy w mniejszym czy większym zakresie chroniące życie nienarodzonych dzieci, np. zakazując aborcji, jeśli wyczuwalne jest bicie serca dziecka (czyli później niż w 6-8 tygodniu ciąży). Pełną ochronę życia dzieci nienarodzonych uchwalił w zeszłym roku kongres stanowy Alabamy. Uznał on aborcję z przestępstwo, chyba, że jest dokonywana w sytuacji zagrożenia życia matki. Nie ma wątpliwości, że podobne ustawy prędzej czy później zostaną zaskarżone do federalnego Sądu Najwyższego, który może je obalić albo uznać, chroniąc tym samym prawo do życia dzieci nienarodzonych. Wiele zależy więc od poglądów sędziów trybunału w Waszyngtonie. A tam - po nominowaniu Neila Gorsucha i Bretta Kavanaugha - po raz pierwszy od dziesięcioleci przewagę zyskali sędziowie uważani za konserwatywnych (5:4). Teraz jednak okazało się, że nie można być pewnym stanowiska sędziego Robertsa. Obrońcy życia i praw rodziny wyrażają też wątpliwości co do sędziego Gorsucha, choć obiekcje te dotyczą raczej stanowiska wobec roszczeń aktywistów LGBT.

Wprowadzenie w USA prawnej ochrony życia dzieci nienarodzonych w pełnym bądź przynajmniej ograniczonym zakresie nadal jest możliwe. Istnieje ewentualność, że federalny Sąd Najwyższy uzna, iż Konstytucja USA nie mówi wprost o aborcji, a więc decyzja w tej sprawie należeć powinna do władz poszczególnych stanów. Taki wydaje się najbardziej prawdopodobny kierunek ewentualnych zmian pro life w prawie amerykańskim. Jednak droga do tego może być jeszcze trudniejsza niż się spodziewano. Trudno powiedzieć, czy w najbliższych latach starania obrońców życia zostaną uwieńczone jakimś większym czy mniejszym sukcesem.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg