Kiedy małżonkowie modlą się wspólnie, budują nie tylko więź z Bogiem, ale i z sobą. Gdy rodzice modlą się z dziećmi, dają im więcej niż najlepsi katecheci.
Najtrudniej zacząć
Najtrudniej jest zacząć. Bywa, że z jednej czy z drugiej strony jest jakiś opór czy lęk. Żyjemy w kulturze coraz bardziej antyreligijnej, której groźną bronią jest szyderstwo, kpina, cynizm i nieustanny komunikat, że religia to obciach, muzeum lub zaścianek. Religijność manifestowana na zewnątrz to już po prostu skansen sztuki ludowej. To jakoś na nas działa. Boimy się śmieszności, odsłonięcia jakiejś duchowej intymności, często także przed najbliższymi. Ale gdzie, jak nie w rodzinie mamy umacniać swoją wiarę. Bywa tak, że małżonkowie różnią się poziomem swojej religijności, pochodzą z różnych domów. Niewątpliwie nie można tu niczego zdziałać żadną formą psychicznego przymusu. Modlitwa rodzi się zawsze w wolności, a wszelki formalizm może zabić życie.
Ale kto powiedział, że trzeba równać poziom do poziomu obojętności? Czy małżonkowie nie są odpowiedzialni wzajemnie za swój duchowy rozwój? Wmawia się nam, że religia jest czymś tak osobistym, że drugiemu nic do tego. To bzdura, podszyta chorym założeniem, że religia to przymus. Wiara z definicji rodzi się w spotkaniu z drugim, rodzi się jako odpowiedź na Boże zaproszenie, ale ktoś to zaproszenie musi dostarczyć, sformułować.
Problemem może być znalezienie czasu. Dotyczy to już modlitwy indywidualnej, a w jeszcze większym stopniu wspólnej. Ale warto powalczyć o jakiś wspólny rytm czy mały domowy rytuał. W wielkiej prostocie. Małżeństwa, z którymi rozmawiałem o tym, przekonywały mnie, że to jest możliwe. To kwestia priorytetów. Pomyślmy, ile czasu spędzamy, ogladając telewizję i wpuszczając do naszych domów tylu nieproszonych gości, którzy dorosłym i dzieciom zatruwają umysł, serce. Dlaczego nie zaprosimy Kogoś, kto może przynieść nam prawdę i miłość? Czy naszym domowym ołtarzem musi być telewizor?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |