W domach dziecka przebywa ponad 20 tys. dzieci, jednak rocznie tylko 3200 z nich trafia do rodzin adopcyjnych. Reszta czeka na opamiętanie się rodziców albo odważną decyzję sądu. W takim zawieszeniu trwa niekiedy latami.
Niedobre dzieciństwo
Życie w placówce, perspektywa powrotu do rodzinnego domu, a może jakiś czas spędzony w rodzinie zastępczej… – czy taka tymczasowość i niepewność jest dla dziecka dobra? Agata, mama 11-letniego Franka, który do ich rodziny trafił z krakowskiego domu dziecka jako czterolatek, wie, jak stresującym przeżyciem dla dziecka jest zmiana środowiska. Najpierw z rodzinnego na placówkowe, a potem na nową rodzinę. Ich synek dopiero po roku uwierzył, że to jego miejsce i że nowy dom jest już na stałe. – Placówka to nie jest dobre miejsce na dzieciństwo – podkreśla psycholog Elżbieta Kałuża-Gryś. – Tylko w rodzinie dziecko ma szanse nauczyć się roli przyszłej matki lub ojca, nauczyć się tego, jak w przyszłości zorganizować własny dom, kochać swoje dzieci i opiekować się nimi. Niedawno jedna z matek powiedziała mi szczerze, że przecież jej ojciec, wujek, mąż i ona sama wychowywali się w domu dziecka, to i jej dziecku w placówce też nie dzieje się krzywda. Siostra Halina Balcer zauważa jednak, że im dłużej dziecko przebywa w placówce, tym większy rodzi się w nim lęk przed pójściem do nowej rodziny.
Psucie przepisów
Na zamianę przepisów czekają rodzice zastępczy i adopcyjni. To oni zalali Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej protestami, gdy rząd z powodu oszczędności zdecydował się zawiesić prace nad nowymi regulacjami, które miały ułatwić i usprawnić opiekę adopcyjną i zastępczą. Pod koniec lutego założenia do projektu ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej nad dzieckiem trafiły do Rady Ministrów. – Decyzja o adopcji dziecka jest bardzo trudna, bo zmienia jego życie, nadaje mu nową tożsamość – mówi sędzia Budyńska. – Działające przy sądach Rodzinne Ośrodki Diagnostyczno-Konsultacyjne wydają opinie tylko po jednostkowych spotkaniach rodziców z dziećmi w obecności psychologów. Bardziej wiarygodne byłyby opinie Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej, kuratorów, pedagogów, dyrektorów domów dziecka, którzy wcześniej powinni podejmować pracę z zagrożoną rodziną i obserwować jej efekty. Dopiero kompleksowa opinia instytucji obserwujących rodzinę na co dzień powinna być podstawą do decyzji sędziego. Zdaniem posła Jarosława Gowina – tworzącego zespół, który ma zastanowić się, jak zmniejszyć liczbę dzieci w placówkach opiekuńczych – mamy dobre przepisy, ale ich wykonanie pozostawia wiele do życzenia. – Jak to się stało, że od 2004 r. liczba dzieci w placówkach wzrosła o 10 procent? – pyta retorycznie poseł. – Nie sądzę, żeby powodem tego wzrostu była emigracja zarobkowa rodziców. Trzeba zbadać, czy może zmieniła się praktyka sądów rodzinnych, które zbyt szybko „wyjmują” dzieci z ich środowisk. To świadczyłoby o słabości polityki rodzinnej, słabej pracy z rodziną.
Rzadkie nawrócenia
Anna Parillewa-Mantorska, specjalista ds. rodziny i przemocy w Dzielnicowym Ośrodku Pomocy Społecznej w Warszawie, przestrzega przed idealistycznym spojrzeniem na rodziny patologiczne.
– Próbujemy ratować rodzinę, dopóki jest w niej dziecko – mówi. – Ale kiedy trafia ono do placówki, często kontakt z rodzicami się urywa. Zabranie dziecka rzadko działa na rodziców jak zimny prysznic, niekiedy wręcz poprawia im komfort picia. Bo jeśli rodzice nie chcą zmienić życia, rzucić alkoholu, to żadna ustawa, ani sędzia ich do tego nie zmusi. Tylko dzieci żal…
artykuł z numeru 18/2009 GN
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |