Przed świętami Bożego Narodzenia ze szpitala w Łodzi wyjdą Bartek i Kuba Markowscy. Chłopcy zostali dotkliwie poparzeni w pożarze, jaki wybuchł w samochodzie, w którym na chwilę zostawiła ich mama.
Wyrzuty gorsze od sądu
Tragedia, jaka spotkała Markowskich, jest szczególnie trudna dla pani Natalii. – Najprawdopodobniej zostaną mi postawione zarzuty nieumyślnego zagrożenia zdrowia i życia. Możliwe, że zostanie przydzielony nam kurator. Liczę się z tym. Najważniejsze, żeby chłopcy byli zdrowi. Zdaję sobie sprawę, że jestem winna, bo to ja zostawiłam ich w samochodzie. I nie ma znaczenia, że chciałam jak najlepiej. Największą karą dla mnie jest patrzenie na ich oparzone buzie, na ich ból i łzy. Mimo że od wypadku mijają kolejne tygodnie, przed oczami ciągle staje mi ich widok zaraz po wyciągnięciu z samochodu. Wyrzuty sumienia będę miała do końca życia – wyznaje Natalia Markowska.
Przygnębioną żonę stara się pocieszać pan Sebastian. Co chwila powtarza jej, że każdemu mogło się to zdarzyć. Zapewnia, że nie ma do niej żalu. Słowa zdają się nie przynosić ulgi. Kolejnym zmartwieniem, które porusza matkę, jest fakt, że ze szpitala niebawem zostanie wypisany tylko Kubuś. Bartek na oddziale musi zostać znacznie dłużej. Jego twarz i ręce jeszcze się nie zagoiły.
– Boję się o jego psychikę. Jak dowiedział się, że Kubuś idzie do domu, strasznie płakał. Chłopcy są ze sobą bardzo związani. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie. Mąż z Kubą wrócą do córki, a ja tu zostanę? W takiej sytuacji chciałoby się mieć ich obu przy sobie. Nieustannie myślę też o Wiktorii. Dla niej ten czas też jest bardzo trudny. Zajmują się nią dziadkowie. Wiem, że boi się sama zasypiać, opuściła się w nauce. Mam wrażenie, iż ma do mnie żal, że zajmuję się tylko chłopcami – mówi, ocierając łzy, pani Natalia.
Wypadek, jaki zdarzył się w samochodzie, uzmysłowił rodzinie Markowskich, jak ważna są wiara i ufność. Rodzice chłopców przyznają, że wypadek zbliżył ich do Boga. – Wiemy o modlitwie, jaką nas otaczano. Czuliśmy jej siłę. Docierały do nas informacje o Mszach świętych, odprawianych w intencji chłopców. Kilka osób napisało do nas listy. To wszystko uświadomiło nam, jak wielkiego miłosierdzia dostąpiliśmy. Zwłaszcza, że kilka miesięcy wcześniej mieliśmy wypadek samochodowy, z którego wyszliśmy bez szwanku. Nie mam wątpliwości – Bóg ocalił chłopców po raz drugi. Ciągle będę im o tym opowiadać – zapewnia Natalia Markowska, mocno tuląc do siebie synów.
*** Tekst pochodzi z łowickiego Gościa Niedzielnego
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |