Przed świętami Bożego Narodzenia ze szpitala w Łodzi wyjdą Bartek i Kuba Markowscy. Chłopcy zostali dotkliwie poparzeni w pożarze, jaki wybuchł w samochodzie, w którym na chwilę zostawiła ich mama.
Pierwszej pomocy udzielili synom Adam Mostowski, nauczyciel wychowania fizycznego, i egzaminator nauki jazdy. Jak się później dowiedzieliśmy od lekarzy, gdyby nie oni, chłopcy by nie przeżyli – łamiącym się głosem mówi pani Natalia.
Gwarancji nie było
Pogotowie zabrało chłopców do skierniewickiego szpitala. Potem helikopterami przewieziono ich do kliniki w Łodzi. Chłopcy trafili najpierw na oddział intensywnej terapii, potem na oddział leczenia oparzeń. Bartek przez półtora tygodnia był w śpiączce, Kubuś tydzień. Przez cały czas przy ich łóżeczkach czuwała mama.
– Tego, co musiałam przeżyć, nie życzę najgorszemu wrogowi. W Skierniewicach nie chciano mi nawet powiedzieć, czy chłopcy żyją. W Łodzi przez pierwsze tygodnie żaden z lekarzy nie dawał gwarancji, że wszystko będzie dobrze – wspomina pani Natalia.
– Bartek i Kuba do naszego szpitala trafili w ciężkim stanie – mówi dr Wojciech Kuzański z Oddziału Leczenia Oparzeń Kliniki Chirurgii i Onkologii Dziecięcej w Łodzi. – Mieli nie tylko oparzone twarze i ręce, ale także drogi oddechowe. Na naszym oddziale rocznie mamy około 250 przypadków oparzeń, z czego 60 proc. wymaga operacji. Z doświadczenia wiemy, że podczas leczenia może być wiele powikłań. Na szczęście, w tym przypadku udało się nam ich uratować. Wszystko wskazuje na to, że święta obaj spędzą w domu – wyjaśnia dr Kuzański.
Kubie i Bartkowi zrobiono przeszczepy skóry. Lekarze nie pozostawiają złudzeń – niektóre blizny pozostaną. Powrót do domu nie kończy leczenia. Przed chłopcami jeszcze wiele miesięcy rehabilitacji. Fundacja Pomocy Społecznej „Chodźmy Razem” uruchomiła specjalne konto, na które każdy może wpłacać pieniądze na leczenie małych skierniewiczan. Nie wszystkie zabiegi są refundowane. W pomoc włączyło się wiele instytucji, stowarzyszeń i ludzi prywatnych.
– Wszystkim, którzy okazali nam pomoc i wsparcie, jesteśmy bardzo wdzięczni. Trudno znaleźć słowa, które wyraziłyby to, co czujemy. Nigdy wcześniej nie doświadczaliśmy tak wielkiej życzliwości i pomocy – mówi ze ściśniętym gardłem Sebastian Markowski, ojciec chłopców.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |