Andrzej broni Radia Maryja, wartości konserwatywnych, podpisuje list w obronie min. Radziszewskiej. Katolicki „oszołom”? Nie. Sufi – czyli islamski nauczyciel.
Kamil ma prawie 10 lat. Sympatyczny dzieciak, blondynek. Widać, że otwarty, ale kindersztubę ma. Grzecznie wita, opowiada, że jego młodszy brat Michał miał dziś pasowanie na ucznia. Poważna sprawa. Kamil prezentuje Pusię: wielką rudą kotkę, która choć za swoją rodziną przepada, za trzymaniem na rękach – niekoniecznie. Raczej obserwuje wszystkich, leżąc na fotelu, spod zmrużonych zielonych ślepi. I mruczy. Dobrze jej tu.
Andrzej, siwawy, w średnim wieku, krząta się w kuchni. Kroi ciasto, w srebrnym tygielku przygotowuje kawę. Aromat unosi się po całym mieszkaniu. Dodatek kardamonu nadaje napojowi egzotyczną nutę.
– A mleko spieniam dość nietypowo – blenderem – śmieje się, wkładając urządzenie do gorącego białego napoju.
Andrzej częstując sernikiem i makowcem, prosi synów, żeby dali pogadać spokojnie:
– Kawę Inkę to niech ci, Michałku, starszy brat zrobi. Widzisz, że jestem zajęty – spokojnie tłumaczy i przytula sześciolatka. – A gdzie najmłodsze dziecko? A, nasza Majeczka. Jest z mamą na zajęciach muzycznych. Zaraz wrócą.
Australia – ziemia obiecana
Zanim panie do domu wróciły, Andrzej opowiada o sobie.
– Tak, jestem sufim. Czyli, jakby tu powiedzieć, nauczycielem i… zakonnikiem. Muzułmańskim. Jak to się stało, że ja – Polak – uczę sufizmu, mistycznego wymiaru islamu? Długa historia.
Historia pewnie zaczęła się w jego domu rodzinnym, na zachodzie Polski. Ojciec – konserwatysta, dwie wojny światowe przeżył, wiele widział. A synów chciał wychować na porządnych katolików. Czy ta twardość ojcowska spowodowała u Andrzeja bunt?
– Miał 14 lat, i z jednej strony czytał Tatarkiewicza i powoli poznawał podstawy filozofii, z drugiej buntował się. Ojciec, prawie pod przymusem, kazał chodzić do kościoła.
– Z niewolnika nie ma robotnika. Może i jakiś uraz został z tamtego czasu, jednak moja decyzja o przejściu na islam nie była podyktowana urazem do Kościoła katolickiego – mówi Andrzej. – To bardziej skomplikowane i wynika raczej z doświadczeń życia i świadomego wyboru, którego dokonałem po wielu, wielu latach od odejścia od katolicyzmu. Co więcej – szanuję Kościół katolicki. I (podobnie jak ojciec niegdyś!) twierdzę, że obecnie trwa nagonka na Kościół i szeroko rozumiane wartości konserwatywne.
Zaraz po wyjściu z wojska (jak mówi – wcielono go tam na siłę, więc i przysięga na wierność ZSRR się nie liczy) uciekł do Londynu. A po roku – wyjechał do Australii.
– Nie mogłem mieszkać w kraju uzależnionym od obcego mocarstwa, po prostu nie mogłem – opowiada.
Był początek lat 80. Mimo że daleko od kościoła – instytucji, Andrzej szukał.
– Zafascynowany mistycyzmem, różnymi jego formami, chciałem pogłębiać wiedzę. Czułem głód Boga. I pewnie dlatego wplątywałem się w niebezpieczne, pseudoreligijne działania, jak np. New Age. Jak wiadomo, to nie jest religia, tylko jej niebezpieczna imitacja… Na szczęście wrodzony krytycyzm pozwolił mi w odpowiednim momencie przejrzeć na oczy. Teraz, po latach, jestem bardzo antysekciarski i ostrzegam przed tego typu poszukiwaniami.
W Australii Andrzej zetknął się z sufizmem – tzw. mistyczno-ascetycznym wymiarem islamu. Jak mówią jego nauczyciele, czyli sufi – jest ścieżką do poznania Boga. Sufizm wydał mu się bliski być może i dlatego, że nieco przypomina mistycyzm chrześcijański, którym zawsze był zafascynowany.
– Jednak, żeby zgłębiać sufizm, należy mieć nauczyciela. Długo nie trafiałem na nikogo odpowiedniego. Aż poznałem nauczyciela z Indii, który został moim mentorem i wiele mu zawdzięczam.
– Tak naprawdę dopiero wtedy przeszedłem pierwsze doświadczenia duchowe. Chciałem dążyć do jedności z Bogiem, chciałem Go odnaleźć. A stare powiedzenie sufickie mówi, że gdy człowiek zrobi do Boga krok, On do człowieka biegnie. Jednak, żeby kroczyć obraną ścieżką, musiałem poddać swe życie pewnym regułom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |