Dzięki charytatywnemu zaangażowaniu małżeństwa z Podbeskidzia oraz kilku innych prywatnych osób, w Lalibeli w Etiopii w dniach między 8 a 12 maja br. dokonano 218 operacji, usuwając pacjentom kataraktę i oraz lecząc chirurgicznie zaawansowane przypadki zapalenia rogówki spojówek.
Inicjatorem przedsięwzięcia byli Bożena i Stanisław Kotlarczykowie z Kobiernic koło Bielska-Białej – małżeństwo podróżników, którzy po raz pierwszy dotarli do tzw. afrykańskiej Jerozolimy kilka lat temu.
„Zakochałem się w tym miejscu od razu. Tu powietrze pachnie inaczej. Spośród tylu zakątków, które zobaczyłem, to było wyjątkowe. Spotkaliśmy konkretną rodzinę, rocznego Zemeda i jego matkę Tirouk” – wspomina pan Stanisław. Dzięki pomocy podróżników kobieta po kilku latach ślepoty, przejrzała na oczy, a chłopca z innej rodziny wyleczono z grzybicy kości.
Urzeczeni miejscem i ludźmi przedsiębiorcy z Podbeskidzia postanowili zrobić coś konkretnego dla etiopskiej społeczności. „To było instynktowne. Widzieliśmy, że ludzie ci cierpią na choroby oczu. Oprócz zaćmy i jaglicy, często są tam także przypadki powiększonej tarczycy. Wysoko w górach brak jest po prostu jodu” – wyjaśnia pani Bożena.
Podczas kolejnych podróży państwo Kotlarczykowie próbowali wspomagać materialnie zaprzyjaźnione rodziny etiopskie. Cały czas utrzymują rodzinę Zemeda. Do podobnej pomocy przekonali kilka innych osób z Polski. Są wśród nich biznesmeni, lekarze, a nawet dzieci w jednej z bielskich szkół.
Sprawa pomocy nabrała realnych kształtów, gdy podróżnik poznał w Addis Abebie etiopską okulistkę, Menbere, która skończyła medyczne studia w Polsce. Pan Stanisław wpadł na pomysł, by w prowizorycznym szpitalu w Lalibeli przeprowadzić operację kilkudziesięciu pacjentów. Liczył, że uda się zoperować około 70 osób, ale ku jego zaskoczeniu ostatecznie liczba ta wzrosła trzykrotnie.
Koszty przedsięwzięcia obniżyło to, że niektóre lekarstwa polski podróżnik przywiózł ze sobą w normalnym bagażu. Artykułów medycznych było więcej, jednak trzy kartony z chirurgicznymi maskami, chustami i fartuchami zatrzymano na lotnisku w etiopskiej stolicy.
„Zobaczyłem te prowizoryczne warunki i tłumy, które się tam zebrały. Niektórzy czekali od kilku dni. Przestraszyłem się, czy nam się to uda. Każdy z tych pacjentów to osobna historia. Przeważnie tragiczna. Poczułem ciężar odpowiedzialności” – opowiada 46-letni Stanisław Kotlarczyk. „Prosiłem Boga żeby się to udało, i by nie było żadnych powikłań po tych operacjach w tak mało sterylnych warunkach” – wyznał KAI podróżnik.
U niektórych pacjentów, z powodu zawansowania choroby, operacja była już niemożliwa. Zabiegi związane z przypadkami jaglicy przeprowadzał etiopski pielęgniarz i tamtejsza lekarka.
Mieszkaniec Kobiernic i towarzyszący mu w majowej podróży do Etiopii, Paweł z Gorzowa nie mogli ukryć wzruszenia, widząc rzesze biednych ludzi, oczekujących na operację. „To jest prawdziwa skala ludzkich potrzeb. Nasze zmartwienia stają się nieistotne w porównaniu do tamtych problemów” – podkreśla Stanisław Kotlarczyk i zapowiada, że do Etiopii wróci. „To nie jest jednorazowe przedsięwzięcie” – zapewnia.
W Lalibeli znajduje się 12 monumentalnych świątyń wykutych w skałach. Świątynie należą do etiopskiego Kościoła prawosławnego. W czasie święta Epifanii przybywają tam liczne pielgrzymki chrześcijan z całego kraju i z zagranicy, a nawet spoza Afryki.
Kościoły wzniesiono za panowania cesarza Lalibeli (1185-1225). Według legendy, przy wznoszeniu kościołów ludziom pomagali aniołowie, dlatego też ich budowa trwała podobno tylko 21 lat.
Cały zespół kościołów z Lalibeli znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.