Usłyszał tylko tępe uderzenie. Kiedy wybiegł z samochodu, zobaczył leżącą na ulicy dziewczynkę, a obok niej rower.
Kazanie
W gdańskim areszcie było już bardziej według norm unijnych. Tu jednak zatęsknił za Starogardem. – Podczas widzeń siadaliśmy przy szerokim stole i mieliśmy tylko kontakt wzrokowy. Jeden obok drugiego. Nie mogliśmy się dotknąć ani wziąć dziecka na kolana. No chyba, że strażnik był ludzki i przymknął oko…– opowiada. O widzenia też trzeba było walczyć z prokuraturą. Tym bardziej że średni syn dwukrotnie próbował samobójstwa. Z aresztu udało mu się w końcu wysłać dwa listy. Jeden do ojca tej, co nie przeżyła, drugi do ocalonej. Długo nikt nie chciał mu dać adresów. Przed pierwszą rozprawą w listopadzie podszedł do ojca zmarłej dziewczynki. Rozmawiali. Na ostatniej rozprawie ojciec dziewczynki powiedział publicznie, przed ogłoszeniem wyroku, że Markowi wybacza.
Na „wolność” wyszedł 4 grudnia. – Nikt nie wierzył, że go wyciągnę, nawet nasza adwokat – mówi Bożena. Wyrok: siedem lat. W tej chwili Marek żyje w zawieszeniu, bo w każdej chwili może dostać wezwanie do odbycia kary. – Nawet nie mogę podjąć żadnej pracy na dłużej niż dzień, bo nie wiem, czy ją skończę – wyjaśnia łamiącym się głosem. Kiedy wrócił do domu, nie chciał z niego wychodzić. Nie ruszał się przez miesiąc. Ale kiedyś trzeba było jednak wyjść na wieś. Ciągle spuszczona głowa, bo jak spojrzeć ludziom w oczy?
Pierwsi przyszli sąsiedzi. Traktują ich trochę jak własne dzieci. Może dlatego, że ich córki mieszkają daleko. Marek dostał zadanie i możliwość zarobku: mały remont w ich domu. Potem jeszcze ksiądz na ambonie powiedział dobitnie i na temat: „Nieważne, kto zabił. Ważne, że zostało mu przebaczone”. Pomogło.
Niebawem Bożena zaszła w ciążę. Od razu wiedziała, że to będzie dziewczynka. – Mówiłam Markowi, że to jest życie za życie. Lekarze dali mi wybór: albo ja, albo ono – wspomina. Po pierwszym porodzie nabawiła się braku spojenia łonowego i uszkodziła sobie kręgosłup. Po drugim – wtedy, gdy upadła na beton – kolejne urodzenie dziecka lekarze absolutnie wykluczali. Mimo to dziewczynka przyszła na świat w sierpniu, miesiąc przed terminem, ze względu na stan zdrowia matki. Bożena o mało nie umarła na stole. – Byłam już prawie u mamy, u góry – wspomina. U taty również, bo i on nie żyje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |