- Jak myślicie, czy rakietą można się dostać do nieba? Albo samolotem, albo balonem? – Nieeeee! – A jak się można dostać do nieba? – Helikopterem!
Dzieci ze starego (lub przez większość nazywanego małym) kościoła na Poczekajce w Lublinie zawsze bardzo chętnie wyrażają swoje poglądy czy przemyślenia. Niekiedy siedzący obok rodzice woleliby się nie przyznawać, że to ich pociecha wygłosiła właśnie niewiarygodnie odkrywczą myśl dotyczącą uroczystości Zesłania Ducha Świętego. – Mama mi obiecała, że będzie duch – skarży się 4-letni Dominik. – Sprawdzałem już wszędzie i nigdzie go nie ma – mówi ze łzami w oczach.
Równie ciekawe wygląda modlitwa wiernych. Bracia kapucyni, posługujący w tym kościele, dbają, by żadne, nawet najmniejsze dziecko pragnące powiedzieć do mikrofonu swoją modlitwę, nie odeszło niewysłuchane.
– Za co chciałbyś się dziś pomodlić? – zanim Szymek podbiegnie do mikrofonu, jego tata chce się upewnić, czy syn nie wymyślił jakiegoś niedorzecznego wołania. – Za mamę i tatę – odpowiada rezolutnie Szymon. Niestety, stojąc w kolejce, trochę modyfikuje swoją prośbę na bardziej użyteczną. – Za świętego Mikołaja! – krzyczy wyraźnie, żeby wszyscy usłyszeli. Jego młodszy kolega ma bardziej pobożną prośbę. – Za księdza i za książki – mówi cichutko. Wszyscy dobrze wiedzą, że mówiąc „książki”, ma na myśli miłe siostry kapucynki, które co tydzień dzielnie przygotowują muzyczną oprawę Mszy św.
Dziecko nie przeszkadza
Siostry przychodzą w każdą niedzielę do małego kościoła razem z kilkorgiem dzieci z domu dziecka, który prowadzą. – Maluchy świetnie się tu odnajdują, zarówno te nasze, jak i wszystkie inne – mówi siostra Dorota. – A poza tym cieszymy się, że i rodzice mogą się czuć swobodnie, nie stresując się, że komuś przeszkadza ich dziecko.
Dzieci w tym kościele nie przeszkadzają nikomu. Choć często, szczególnie ci, którzy znajdują się tu gościnnie, zastanawiają się, czy przypadkiem za chwilę nie spadną z ołtarza świece lub mikrofon. Nad wszystkim jednak czuwa ojciec Michał Gawroński, który co niedzielę od dwóch lat celebruje Eucharystię dla najmłodszych. – Ja się czuję świetnie w takich dziecięcych klimatach – mówi. – Nie przeszkadza mi to, że jest głośno, że wiele rzeczy, szczególnie w trakcie kazania, wychodzi bardzo spontanicznie. Czasami się nawet martwię, że może powinno mi to choć trochę przeszkadzać, a nie przeszkadza – śmieje się. – Bardzo się też cieszę ze współpracy z rodzicami. Są chętni do pomocy, angażują się w nasze działania. Dziś, po tych dwóch latach, mogę powiedzieć, że mamy naprawdę przyjacielskie relacje.
Dla o. Michała najważniejsze jest to, że rodzice mogą razem z dzieckiem uczestniczyć we Mszy św. – Nie chcę, żeby ktoś musiał zostać w domu tylko dlatego, że jest małe dziecko, które zakłóca spokój w kościele – mówi.