Urzeczywistnienie autentycznego daru z samego siebie jest niemożliwe dopóty, dopóki nie wybaczymy tak sobie, jak i drugiemu, naszych ograniczeń.
Konieczne jest także zaakceptowanie ciała drugiego, takim jakim ono jest. Tylko wówczas zdołamy przyjąć to ciało jako dar i – w konsekwencji – wybaczyć drugiemu ograniczenia jego cielesności, rozumiejąc, że ciało jest środkiem do urzeczywistnienia daru. Zapewne nigdy nie napiętnujemy dostatecznie zła, jakie wyrządzają współczesne media promujące kult ciała „idealnego”. Pod wpływem plakatów, czasopism czy reklam nieustannie przeprowadzamy porównania – raczej nie na naszą korzyść! – własnego ciała z ciałami innych, z owym „ideałem niedościgłym”. Za wszelką cenę staramy się upodobnić do lansowanego wzorca lub oczekujemy, że druga osoba się do niego upodobni. Taka postawa jest niedorzeczna, i to z dwojakiej przyczyny. Po pierwsze dlatego, że ciała ukazane na zdjęciach nie są naturalne: zdjęcia są retuszowane, wygładzane, poddawane cyfrowej obróbce… Zatem tak zwany ideał ma więcej wspólnego z wirtualną iluzją niż rzeczywistością. Po drugie dlatego, że wszelkie próby upodobnienia się do owych „ideałów” nieuchronnie prowadzą do depersonalizacji. Pomyślmy, jak smutny widok przedstawiają tak zwani „fani” bezmyślnie naśladujący taką czy inną „gwiazdę” popkultury, zatracający poczucie własnej tożsamości. Musimy zaakceptować własne ciało takim, jakie jest, ponieważ to ono nas określa, mówi, kim jesteśmy. Nasze ciało to my. Jesteśmy w równej części złożeni z ciała i z duszy.
Czy zatem należy potępiać dążenie do podkreślenia wartości ciała, piętnować wszelkie próby skorygowania jego niedoskonałości? Oczywiście, że nie! Przecież fakt, że będziemy bardziej brzydcy, gorzej ubrani, mniej zadbani, nic nie przyda naszemu człowieczeństwu! Jednak dbać o siebie należy mądrze i z umiarem… i oczywiście z dystansem do samego siebie. Wszystko, co podkreśla zalety naszego ciała w jego indywidualności, jest dobre: przemyślany i dyskretny makijaż uwydatni kolor oczu, wydobędzie głębię i pełny wyraz spojrzenia; dobrze skrojona sukienka zrównoważy zanadto szerokie biodra; szkła kontaktowe z powodzeniem zastąpią okulary… Zdrowa dbałość o siebie nie jest niczym złym, o ile pomaga nam pokochać to ciało, którym zostaliśmy obdarzeni, aby dawać w darze samych siebie. Natomiast ciało drugiej osoby powinniśmy postrzegać i miłować w sposób następujący: jako przejaw, czy też „świadka” jego osoby, stworzonej jako dar. Do tego stopnia, że w pewnym momencie będziemy zdolni do obdarzenia miłością pewnych „niedoskonałości” ciała drugiej osoby: dlatego, że są to jej niedoskonałości, na swój sposób wyrażające istotę, którą ona jest. Oto autentyczny przejaw dojrzałej miłości.
Przebaczenia, o którym tu mówimy, należy udzielać wciąż, nieustannie. Jest to warunek konieczny, aby obdarzyć własne ciało miłością i tym samym lepiej przysposobić się do urzeczywistniania daru z siebie. To samo dotyczy ciała drugiego: jedynie dzięki nieustannemu wybaczaniu przysposabiamy się na jak najwłaściwsze przyjmowanie tego daru. Należy to czynić zawsze, na każdym etapie życia, poddając swoje miłujące spojrzenie – spojrzeniu Boga. Owa edukacja (czy też reedukacja) spojrzenia jest istotą miłości, ponieważ dzięki niej jesteśmy w stanie dostrzec osobę drugiego jako dar. Wówczas ślady, jakie na ciele małżonki pozostawiło macierzyństwo, nie staną się dla męża dopustem Bożym, lecz pretekstem i zachętą do złożenia dziękczynienia za to, czego są znakiem; na zmarszczki, które pojawiły się na twarzy małżonka, żona nie spojrzy ze smutkiem, lecz zaduma się nad nimi, dziękując za wspólne życie, które jej i jemu było dane… Tym sposobem każde z małżonków zwolna nauczy się postrzegać własne ciało nie przez pryzmat swego odbicia w zwierciadle, lecz przez pryzmat spojrzenia drugiej osoby, zachwycającej się tym jedynym niepowtarzalnym pięknem, które tylko ona (lub on) będzie wstanie dostrzec. O naszym pięknie powinno mówić nam spojrzenie drugiej osoby, a nie świadomość, że mieścimy się – bądź też nie – w takim czy innym kanonie piękna. Jedynym zwierciadłem małżonków powinno być spojrzenie drugiego. Jedynie małżonek może zwrócić się do swojej małżonki poruszającymi słowami Pieśni nad pieśniami: „O, jakżeś piękna, przyjaciółko moja! O, jakżeś piękna!”. Jedynie małżonka może odwzajemnić się swemu małżonkowi: „O, jakżeś piękny, mój umiłowany! O, jak wdzięku pełen!” (Pnp 1,15-16).
Owa zmiana percepcji, odkrycie wyjątkowego i niepowtarzalnego piękna drugiej osoby, jest wielkim skarbem małżonków, istotą ich miłości, świętym i tajemnym tabernakulum ich intymnej zażyłości i wzajemnego daru.
Jutro kolejny - i ostatni już - fragment: Przebaczenie i komunia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |