Niektóre maluchy leżą tu już od czterech tygodni. Zamiast spędzać wolny czas z najbliższymi, walczą o odzyskanie zdrowia. Czasem przegrywają tę walkę.
Główną przyczyną hospitalizacji najmłodszych w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie są urazy spowodowane wypadkami. Średnio w ciągu roku dzieci z urazami stanowią ponad 30 proc. pacjentów, w wakacje (na oddziale chirurgicznym, ortopedycznym i ratunkowym) – ponad 60 proc.
Ten rok jest wyjątkowo trudny. W porównaniu do zeszłego, dzieci po urazach od maja do końca lipca było o 25 proc. więcej, bo ponad 3700. – Jest to dla mnie już epidemia wypadków. A przecież wakacje jeszcze się nie skończyły, ciągle trwają prace na wsi, jest wzmożony ruch na drogach, odbywają się kolonie i obozy – mówi Krystyna Piskorz-Ogórek, dyrektor szpitala. Nie tylko szpital jest przepełniony. Duże kolejki tworzą się również przed gabinetami szpitalnej poradni.
Przepełnione sale
Oddział chirurgiczny jest największym oddziałem szpitala dziecięcego. – Obecnie przyjmujemy dużo pacjentów ze stłuczeniami głowy, wszelkiego rodzaju złamaniami, urazami jamy brzusznej i oparzeniami. Najczęściej dochodzi do nich, gdy dzieci pozostają bez odpowiedniej opieki dorosłych. Jednak w tym roku tych zdarzeń jest znacznie więcej. Tylko wczoraj przyjęliśmy 26 dzieci, a nasz oddział ma 41 łóżek. Dostawiamy łóżka do sal, niektórzy muszą leżeć na korytarzach. A proszę sobie wyobrazić, że rodzice czasami nocują z dziećmi – mówi dr n. med. Wojciech Choiński, ordynator klinicznego oddziału chirurgii dziecięcej. Urazy, z jakimi maluchy trafiają do szpitala, są najczęściej niegroźne, ale wymagają hospitalizacji. Jednak codziennie do szpitala trafiają też dzieci z ciężkimi obrażeniami wielonarządowymi. Większość z nich jest efektem wypadków komunikacyjnych. – Jednego dnia z trzech różnych wypadków trafiło do nas pięcioro dzieci, z tego troje musieliśmy operować, a dwoje miało ciężki uraz czaszki. Dobrze, że jechały przypięte pasami. Inaczej by nie przeżyły – podkreśla ordynator.
– Mój oddział zajmuje się głównie leczeniem wad i innych schorzeń ortopedycznych. Ale w tym sezonie letnim praktycznie nie robimy nic innego, tylko zajmujemy się dziećmi z urazami. Praktycznie wszystkie planowe zabiegi jesteśmy zmuszeni odwoływać – mówi dr n. med. Dariusz Kossakowski, ordynator oddziału ortopedyczno-urazowego. Na ten oddział trafił ostatnio chłopiec, który uległ wypadkowi podczas prac rolnych. – To efekt nieuwagi rodziców. Często na wsiach dzieci pozostawione są samym sobie. Małe dziecko nie powinno znaleźć się blisko ciągnika ciągnącego przyczepę z sianem. W tym przypadku weszło pod przyczepę i zostało przejechane. Ma połamaną miednicę. A mogło się skończyć nawet śmiercią – mówi dr Kossakowski.
Tylko kasy brak
Tak duża liczba przyjmowanych dzieci z urazami ma wpływ również na kondycję finansową placówki. Wykonane zabiegi ponad określony przez NFZ limit szacowane są przez dyrekcję na ponad 1,5 mln zł. A jeszcze za zeszły rok a zabiegi ponadlimitowe Fundusz zalega szpitalowi 2,5 mln zł. – Wystąpiłam z prośbą do NFZ, żeby wypłacił nam przynajmniej pieniądze za nadwykonania, które w tym roku wygenerowały oddziały chirurgii i ortopedii. My musimy te dzieci przyjąć, gdyż przywożone są najczęściej w stanie wymagającym natychmiastowej ingerencji lekarzy, niezależnie od sytuacji szpitala – podkreśla pani dyrektor. Jest to dla placówki tak ważne, gdyż obecnie trwa rozbudowa szpitala. Pilnie potrzebne są również pieniądze na zakup nowego sprzętu, w tym kardiomonitorów i respiratorów.
– Dorośli powinni latem wzmóc nadzór nad dziećmi, nad tym, co one robią, w jakich warunkach spędzają wolny czas. Również jako rodzice-kierowcy mamy wpływ na bezpieczeństwo naszych pociech. Czasem wystarczy wolniej jechać, zapiąć pasy, przewozić dziecko w foteliku. Zadbajmy lepiej o własne dzieci – apeluje Elżbieta Piskorz-Ogórek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |