Poczuć ciało

Cierpka prawda, przypadkowy test i urażona ambicja – oto przepis na maratończyka.

Kiedy szedłem z tym wszystkim do Boga, On domagał się ode mnie ofiary. Co mogłem Mu dać? – pyta retorycznie. – Złożyłem obietnicę, że jeżeli mama zostanie zoperowana, to pobiegnę w maratonie. Bóg zgodził się na ten układ i niedługo potem jeden z poznańskich chirurgów zdecydował się na operację, po której mama wracała do sił, a ja biegałem. Trzeba było dotrzymać słowa – odsłania swoje wewnętrzne zmagania. Ból nóg nie ustępował. Waga spadała, pojawiła się rygorystyczna dieta, regularne pory posiłków.

Kiedy spróbował swoich sił w półmaratonie – poległ. – No to sprawa jasna, pomyślałem. Na cztery miesiące przed wrocławskim maratonem dotarło do mnie, że porywam się z motyką na słońce – przypomina sobie. – Trener uspokajał, ale ja wiedziałem lepiej. Zadeklarowałem nawet, że wezmę udział w biegu, jak mu tak bardzo zależy, ale jako fotograf. – Zrobię wam bardzo ładne zdjęcia – ironizował. Sumienie jednak nie dawało spokoju.

Skończony idiota

Od tamtej porażki nie opuścił już ani jednego treningu. – Układ był taki: dam z siebie wszystko. Bez oszczędzania się, kombinowania, tłumaczenia się i szukania taryfy ulgowej – i to będzie wypełnienie przysięgi – wspomina swoje targi z Bogiem i korektę obietnicy. – Nadal bardzo cierpiałem fizycznie. Brałem więc tabletki przeciwbólowe i tak znieczulony trenowałem pod okiem profesjonalistów – przyznaje „skończony idiota”, jak sam o sobie mówi, wyjaśniając, że taka praktyka mogła doprowadzić do tragedii: kontuzji uniemożliwiającej nie tylko bieganie, ale nawet swobodne spacerowanie.

Nie to było jednak najbardziej niepokojące. W tym samym czasie, gdy katował swoje ciało, przyplątała się jeszcze inna choroba. – Nie tylko ja tak to nazywam – zapewnia. – Ta choroba to przymus aktywnego stylu życia. Okazało się bowiem, że wreszcie znam smak wielu wydarzeń, zauważam świat, jaki do tej pory był dla mnie zupełnie nieczytelny. To wciąga. Bardzo – mówi.

Jednocześnie zrozumiał, że rozwój zawodowy to nie wszystko. – Zaczęła zmieniać się nie tylko moja sylwetka (zrzucił z siebie 30 kg tłuszczu), ale także osobowość. Ucieszyło to najpierw moją żonę, a potem grono przyjaciół i klientów – zauważa, zwracając uwagę, że jego otyłość była wynikiem z jednej strony wcześniejszego trybu życia: wiele godzin za kierownicą albo przy biurku, posiłki na każde żądanie żołądka i byle jakie, nieracjonalna dieta. Z drugiej to stan ducha, psychiki. Bierne nastawienie do życia, zgoda na minimalizm i ograniczenie się do telewizji i spania. – Gdy do tego dojdą wszelkie ułatwienia codzienności: telefony, piloty, automaty, internet, to wynik nie może być inny niż powolna śmierć organizmu przez zatłuszczenie – diagnozuje.

Po 30 km

W 2009 r. we wrocławskim maratonie (42 km 195 cm) wzięło udział 2 tysiące biegaczy. Wśród nich, po raz pierwszy w życiu, po zaledwie półrocznym przygotowaniu, był Sławek Wiśniewski. – Wystartowałem, bo niewiele wcześniej opuściły mnie dolegliwości fizyczne – wyjaśnia i opowiada z pasją o euforii startu, o wierze we własne siły, o życzliwości innych biegnących i wsparciu ze strony kibiców. – Wszystko to jednak o wiele za mało, żeby przejść próbę maratońskiej ściany – zapewnia, wspominając 28 km pokonywanego dystansu.

Dzisiaj, gdy ma za sobą cztery starty w maratonie, wie, że gdzieś między 28 a 30 km trasy musi być przygotowany na to przejmujące doświadczenie. Pewna teoria wyjaśnia to nagłe załamanie się psychiczne człowieka obroną organizmu przed katastrofą. Wysiłek, jakiemu poddany jest człowiek, jest tak wielki, że następuje blokada wewnętrzna, by go nadal kontynuować. Maratończyk całkowicie traci poczucie sensu tego, co robi. Wszystko zaczyna w nim krzyczeć, że najlepszym rozwiązaniem dla niego jest porzucenie marzeń o mecie, zdjęcie numeru startowego i wejście w tłum kibiców. – Walka z samym sobą jest wtedy potwornie trudna. Przecież wciąż zmagasz się ze zmęczeniem fizycznym, koncentrujesz uwagę, by się nie potknąć i kontrolujesz rozłożenie sił. Gdy dochodzi do tego targowanie się z rozterkami psychicznymi, można nie wytrzymać – zapewnia, wyliczając, że np. na 3 tysiące startujących w tegorocznym maratonie we Wrocławiu bieg ukończyło 2700 osób. – Dlatego wśród maratończyków powtarza się, że maraton zaczyna się po 30 km – dodaje Sławek.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg