Zdarza się, że trafiają tu z jednym tobołkiem, wielkim brzuchem i brakiem nadziei na cokolwiek. W bezpiecznym schronisku uczą się, jak samodzielnie i normalnie żyć.
Dom współpracuje m.in. z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, Ośrodkiem Interwencji Kryzysowej, Miejską Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną, Ośrodkiem Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia, Katolicką Poradnią Rodzinną, Sądem Rodzinnym. Kobiety mogą uczestniczyć w spotkaniach m.in. o przemocy i sposobach reagowania na nią. Mogą korzystać z pomocy psychologicznej, pedagogicznej, pielęgniarskiej oraz pracownika socjalnego. Nadrabiają zaległości w wykształceniu, na kursach uczą się zawodu, załatwiają sprawy urzędowe. Ale najważniejsze jest odbudowanie wiary w siebie i poczucia własnej wartości. – Gdy do nas trafiają, mają poczucie beznadziejności i odrzucenia przez najbliższych. To chyba najtrudniejsze. To bardzo bolesne i raczej nie chcą o tym mówić, a na pewno nie na początku. Żyły w rodzinach, w których często obecne były alkohol, przemoc, rozmaite dysfunkcje. Często nie znają innego świata, bo taki był udziałem także ich mam i babć – wyjaśnia psycholog.
Armia pomocników
Niekiedy nie da się pomóc. – Czasami płakać się chce, ale kiedy człowiek odrzuca pomoc, to jesteśmy bezradne – przyznaje s. Magda. I opowiada o ostatnim dramacie – DSM musiał wysłać matkę na terapię do Monaru, a jej dziecko umieścić w rodzinie zastępczej. Dlatego pracownicy DSM cieszą się, gdy od ich podopiecznych, które już opuściły dom, przychodzą sygnały, że wszystko w porządku, że się udało. – Utrzymują z nami kontakt, stąd wiemy, która znalazła mieszkanie, pracę. Chwalą się nam osiągnięciami dzieci – dopowiada s. Natalia.
Udało się Sylwii, która 12 lat temu z wielkim brzuchem i poczuciem beznadziei stanęła przed drzwiami domu. Przez ten czas wiele się zmieniło. – Mam dom, męża i wspaniałą córkę Oliwkę. Zaczęłam studia – śmieje się Sylwia.
Wtedy nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wujek wyrzucił ją z domu, matka chłopaka nie akceptowała związku syna, a przyjaciel jej mamy pił i się awanturował. – Ciężko mi było, bo poczułam, że chociaż mam rodzinę, jestem sama. Nie radziłam sobie z emocjami. Pomogła mi s. Beata Iwaszko, która stała się dla mnie jak mama, chociaż nie mieszkałam tutaj długo – opowiada, nie kryjąc wzruszenia. Po dwóch miesiącach wynajęli z mężem mieszkanie, choć początkowo ledwo wiązali koniec z końcem. Ale z czasem było coraz lepiej. Teraz Sylwia wraca do domu przy Wojska Polskiego, żeby przekonywać dziewczyny, że warto walczyć, i żeby pomagać. Przez dziesięć godzin wyręcza w opiece nad niespełna dwuletnimi bliźniakami Kamilę, która kończy kurs krawiecki. – Potem też będę przychodzić pomagać jako wolontariusz. Chciałabym być takim żywym przykładem, że można się wyrwać ze środowiska, można stanąć na własnych nogach. To nie jest łatwe, ale jest do zrobienia – mówi z przekonaniem Sylwia.
Dom ma wielu przyjaciół, którzy ofiarowują nie tylko wsparcie materialne, ale i swój czas. Jednym z nich jest Marek Oleszczuk, student informatyki, który od roku dwa razy w tygodniu odwiedza Dom Samotnej Matki. – Nigdy nie lubiłem dzieci, ale przełamałem się, kiedy poszliśmy do DSM z innymi ludźmi z duszpasterstwa akademickiego. Na początku zajmowałem się nieco starszymi dziećmi, a teraz, kiedy trochę przestałem się bać, pomagam też w opiece nad tymi najmniejszymi. To niezła praktyka, jeśli w przyszłości będę miał własne dzieci – śmieje się wolontariusz. W DSM pomaga też dziewczyna Marka. – Jedna z mam poprosiła nas, żebyśmy zostali rodzicami chrzestnymi jej synka. To dla nas bardzo ważna i piękna sprawa – mówi chłopak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.