Zdarza się, że trafiają tu z jednym tobołkiem, wielkim brzuchem i brakiem nadziei na cokolwiek. W bezpiecznym schronisku uczą się, jak samodzielnie i normalnie żyć.
Od dwudziestu lat w niepozornym domu przy ulicy Wojska Polskiego 13 w Koszalinie kobiety z dziećmi znajdują swój azyl. Tu mogą zapomnieć o alkoholowych awanturach, krzykach i siniakach. Nierzadko po raz pierwszy od długiego czasu nie muszą się martwić o dach nad głową i jedzenie.
Ważny każdy dzień
Od początku istnienia DSM mieszkało w nim 470 kobiet, najczęściej bardzo młodych. Średnia wieku – 20 lat. Najmłodsza mieszkanka Domu miała lat 13, najstarsza – 48. – Kiedy posłucha się życiorysu tych młodych kobiet, to wierzyć się nie chce, że aż tyle mogło się w ich życiu wydarzyć, że miały tyle bolesnych, traumatycznych przeżyć – mówi s. Magdalena Kozłowska, która od miesiąca jest nową szefową koszalińskiego DSM. Przyznaje, że podopieczne muszą na co dzień zmierzyć się nie tylko z problemami związanymi z uporządkowaniem swojego życia, ale także z uczeniem się rozwiązywania konfliktów oraz nadrabianiem rozmaitych własnych deficytów. – Tu zawsze jest co robić i nie ma chwili, w której nie toczyłyby się ważne sprawy. To istotne momenty życia mieszkanek naszego domu, kiedy próbują stanąć na własnych nogach, rozpocząć wszystko na nowo i nabrać nadziei, więc każdy dzień jest niezwykle istotny – dodaje s. Magdalena.
Dorota ma 20 lat i dwójkę dzieci: dwuletniego Kubę i siedmiomiesięczną Magdę. Uciekła od ojca córki, bo bała się, że dojdzie do tragedii. – Zamykał mnie w pokoju, nie pozwalał przyjeżdżać mojej mamie, terroryzował mnie. Wprawdzie nigdy jeszcze nie podniósł na mnie ręki, ale bałam się, bo ojciec też mnie bił – opowiada lakonicznie. Ostatni raz pokazał się trzy miesiące temu, w kościele na chrzcinach córeczki. Ale Dorota nie tęskni za nim, za ojcem Kubusia też nie. Teraz chce na nowo poukładać swoje życie, myślami już jest w przyznanym jej przez gminę mieszkaniu socjalnym.
W DSM spędziła pół roku. – Na początku było trudno, bo obce miasto, obcy ludzie, ale siostry szybko sprawiły, że poczułam się jak w domu. I dużo się tu nauczyłam: od przygotowywania posiłków po radzenie sobie z dwójką dzieci. No i jestem chyba silniejsza psychicznie – przyznaje Dorota. Na razie marzy bardzo ostrożnie. – Chciałabym, żeby moje dzieci miały inny dom niż ja. Bez przemocy, bez alkoholu. Nikomu tego nie życzę – mówi, tuląc Magdę.
Dziewczyny uczą się tu wszystkiego. Gotowania, zachowania higieny, a niekiedy – mówienia prawdy. – Bywa, że kłamanie wchodzi w nawyk, kiedy od tego zależy przetrwanie. Oszukują się, żyją w świecie iluzji na swój temat, potem kłamią nawet w najdrobniejszych szczegółach – mówi s. Danusia. Muszą się też nauczyć planowania. Po śniadaniu przedstawiają swój harmonogram zajęć na cały dzień. To też forma treningu. – Bo gospodarowanie pieniędzmi czy planowanie przyszłości jest dla wielu problemem – dodaje.
Nauka życia
Koszaliński Dom Samotnej Matki „Dar życia” prowadzą siostry ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej. Kobiety w okresie okołoporodowym trafiają tu z różnych przyczyn: przemocy, bezdomności, uzależnienia, wykorzystywania seksualnego, utraty pracy, a nawet bezradności w konfrontacji z rzeczywistością. Roczny pobyt to okres wytężonej pracy. – To niewiele czasu, żeby móc rozwiązać wszystkie problemy tych kobiet. Dzięki temu, że w ten proces angażuje się wiele osób, przynajmniej w części się to udaje – mówi Alicja Jurzyniec, psycholog, która od 10 lat pomaga mieszkankom domu uporać się ze swoim życiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |