Tamtej nocy zapłonął nie tylko budynek stajni, ale i całe życie mieszkańców Karolewka. Dwa miesiące po pożarze ludzie i zwierzęta podnoszą się z tragedii, której symbolem stała się mała klacz.
Po Mszy św. nie wrócili do domu, ale poszli na trening.
Babskie spotkanie. Potrzebne czasami jak powietrze i witaminy. Posłuchać, wygadać się, wrócić do domu z uśmiechem.
– Choć straciliśmy własny dom, okazało się, że to Jezus jest tym, który zapewnia wszystko, jest wystarczający i to On daje poczucie bezpieczeństwa – mówi Radek Urbankiewicz, którego dom zniszczył pożar.
– Mogę dawać ogłoszenia, że będę odsiadywać wyroki za kogoś – mówi Joanna, mama Pawełka. – Mam w tym wprawę. Ale to nie wyrok.
Kiedy mama powiedziała, że już czas, zbuntowałam się. Jeszcze za wcześnie, wszystko może się zmienić, zdarzy się cud.
Ewa Gorzelak opowiada o złej chorobie dziecka, z której powstała dobra fundacja.
Dla dzieci, wobec których sąd wydał postanowienie o umieszczeniu w placówce, ma to być namiastka domu. Ale wychowawcy z „Siemachy” chcą, by wcześniej czy później ich podopieczni wrócili do swoich rodzin.
– Nieważne były niewygody i trudy podróży, bo wiedzieliśmy, że wracamy do ojczyzny – mówi pan Piotr, uchodźca z Donbasu, i dyskretnie ociera łzę.
19-latek przebywający w areszcie domowym za napad ma słuchać matki. Jeśli tylko złamie jedną z wyznaczonych przez nią reguł, wróci do więzienia - postanowił sąd w Rzymie przychylając się do prośby kobiety. Od tego uzależniła zgodę na jego powrót do domu.