Mamy za co Panu dziękować

O potrzebie mądrej i życzliwej dyplomacji w małżeństwie, o szczęśliwej rodzinie i zwyczajach bożonarodzeniowych z Jadwigą Komorowską, mamą prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, rozmawia Marta Broniewska.

Marta Broniewska: Stworzyła Pani z mężem dom dla trójki dzieci. Teraz ma Pani dziesięcioro wnucząt i siedmioro prawnucząt. Co sprawia, że rodzina jest tak istotnym elementem życia człowieka i funkcjonowania społeczeństwa?

Jadwiga Komorowska: – Każdy człowiek ma potrzebę uznania społecznego i uczuciowego oddźwięku. Rodzina zaś jest szczególnie predestynowana do zaspokajania tych ogromnie ważnych potrzeb i w związku z tym powszechne są wobec niej gorące oczekiwania. W świecie zewnętrznym nie brak często agresji, zawiści i konfliktów. Dlatego dom powinien być azylem, bo inaczej człowiek nie jest w stanie w tym zewnętrznym świecie owocnie funkcjonować.

Skąd to przekonanie? Czy Pani dom rodzinny był właśnie takim azylem na przykład w czasie okupacji?

– Ja Panu Bogu dziękuję, że miałam takich kochających i troskliwych rodziców. W domu był zawsze ustalony rytm, ład i spokój. Było też dużo muzyki, ponieważ mój ojciec – oficer Wojska Polskiego – był także muzykiem i dyrygentem. To miało istotny wpływ na nastrój panujący w naszym domu. A był to dom oparty na zdrowych zasadach, przyjazny. Dopiero gdy sama założyłam rodzinę, pomyślałam sobie: „Boże, jaka ja byłam szczęśliwa w dzieciństwie”. W czasie wojny nasza rodzina była zdekompletowana – przez wszystkie te lata ojciec przebywał w oflagach. Ale mimo wszystko dom zawsze był taką ostoją, miejscem, gdzie wiadomo było, że są ludzie kochający, gdzie jest spokój i opieka. Mama, która pełniła wtedy role obojga rodziców, była wręcz heroiczna i bardzo pracowita. Dostawaliśmy jednak czasem listy od ojca, więc choć nasza rodzina fizycznie była podzielona, to duchowo byliśmy cały czas zjednoczeni.

Jaki wzór relacji małżeńskich starała się Pani przekazać swoim dzieciom?

– Głównym wzorem jest miłość, która zawiera w sobie – jako swe istotne elementy – szacunek, przyjaźń, współdziałanie, pomoc i opiekę, np. w chorobie, ale też pewną wyrozumiałość na słabości ludzkie. Tak, jak Pan Bóg na pewno nie jest „księgowym”, który precyzyjnie notuje wszystkie nasze przewinienia, tak i my nie powinniśmy dokładnie notować i pamiętać przewinień naszych bliźnich, a więc też oczywiście – współmałżonka. Powinniśmy raczej być gotowi, by uderzyć się we własne piersi. Są oczywiście pewne granice rozsądkowe tej tolerancji, ale nie ma nic gorszego niż nieustanne wypominanie komuś jego błędów. Uważam, że w małżeństwie, jak w życiu, potrzebna jest mądra i serdeczna dyplomacja. Strzec się trzeba weredyctwa, czyli „rąbania” prawdy bez względu na okoliczności. Od prawdy zawsze ważniejsza jest miłość, która jest przecież prawdą najwyższą. Ona wyzwala z niewoli zła i zakłamania. Muszę przyznać, że denerwuje mnie okropnie, gdy mówi się tylko „Prawda nas oswobodzi”, a zapomina się o miłości, o tym, że Chrystus jest miłością. Chrystus mówił o sobie: „Ja jestem prawdą”. Ale kimże był, jak nie ofiarną miłością? W małżeństwie powinna być taka właśnie miłość – miłość ofiarna.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg