Wokół świętowania męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa zrodziło się wiele zwyczajów ludowych, z których pewne praktykowane są po dziś dzień.
W śląskiej tradycji ludowej każdy dzień Wielkiego Tygodnia ma konkretne znaczenie, swoje obrzędy i zwyczaje, a także przesądy. Jednak, jak podkreśla prof. Jerzy Pośpiech, choć nadal znane i praktykowane są obrzędy oraz zwyczaje wielkotygodniowe, z przesądami ludowymi współcześnie się zrywa. Niegdyś wierzono, że każdy, kto umrze w Wielkim Tygodniu, idzie prosto do nieba, bo niebo jest wtedy otwarte; praktykowano zasadę nierozpoczynania prac polowych; w Wielką Środę pilnowano, by przy dojeniu krowom światło nie padało wprost na czoło, w Wielki Czwartek z domu nie mogły wychodzić kobiety brzemienne. Jednak zostawmy dawne przesądy i ludowe wierzenia, których opisano znaczenie więcej niż tych kilka przytoczonych, a śladem folklorystów podążmy szlakiem najpopularniejszych ludowych zwyczajów. Ich genezy – jak zaznacza Kornelia Lach – należy poszukiwać w okresie pogaństwa, choć w świadomości współczesnych mieszkańców wsi zupełnie inaczej pojmowana jest ich symbolika.
Palmowe krzyżyki wśród pól
Zwyczajem powszechnie praktykowanym i dziś jest święcenie w kościele gałązek palmowych. Dzieje się to podczas Mszy św. w Niedzielę Palmową, na pamiątkę triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Przeważnie są to gałązki wierzby, które wiosną wypuszczają bazie, zwane też kotkami, choć popularnością cieszą się również kompozycje z kolorowych suszek. Co dzieje się z poświęconymi gałązkami? W tradycji ludowej, zgodnie – jak przypomina prof. Pośpiech – z odwiecznymi praktykami wiosennymi, wierzono, że zapewniają one ludziom i dobytkowi żywotność i urodzaj. Dlatego dawniej powszechny był zwyczaj połykania „kotków”, co miało zapobiegać bólom gardła czy chronić przed skutkami obfitej świątecznej konsumpcji. Bardziej znana jest tradycja robienia z poświęconych gałązek krzyżyków, które – w zależności od miejscowości – w Niedzielę Palmową czy w Wielki Piątek, w tzw. pustych godzinach (w porze, kiedy Jezus został zdjęty z krzyża), czy dopiero w Wielkanoc były i są zanoszone na pola, do zabudowań gospodarskich z prośbą o Boże błogosławieństwo i urodzaj, a w czasie burzy, tak jak gromnice, stawiane w oknie. Oczywiście niewykorzystanych ubiegłorocznych palm nie należy wyrzucać, trzeba je spalić, są przecież poświęcone. Dodajmy jednak, że nie wszędzie na pola zanosi się krzyżyki z poświęconych gałązek, czasem na pola zabiera się węgliki z ogniska rozpalanego na początku liturgii wielkosobotniej, kiedy kapłan święci ogień i paschał.
Palenie żuru i zielony czwartek
Gdy przychodzi środowy wieczór, zwyczajowo stare zużyte miotły nasączało się naftą, smołą, żywicą i zapala. Następnie młodzież, a czasem wszyscy mieszkańcy, z takimi zapalonymi pochodniami biegali po polach, uderzając nimi w ziemię, by dobrze rodziła. Często też wypowiadane były przy tym następujące słowa: „Żur pola, buchty chwola, co krok, to snop”. Oczywiście i ten zwyczaj w różnych miejscowościach miał odmienny przebieg, a dziś często całkiem zmienił swój charakter. Bywało też, że rozpalano na skrajach pól ogniska z wszelkich śmieci zebranych w gospodarstwie i resztek, np. słomy, co symbolizowało niszczenie zła. I od tego ogniska zapalano miotły. Jak zaznacza Jerzy Pośpiech, zwyczaj biegania z pochodniami nazywany bywa również szukaniem Chrystusa i odnosi się do sceny poszukiwania Jezusa przez Żydów, którzy chcieli Go pojmać. Najczęściej w Wielką Środę, choć w niektórych miejscowościach w Wielki Czwartek lub w Wielki Piątek, ma miejsce wypędzanie lub palenie Judasza. Wówczas wieczorem młodzież nosi po wsi kukłę zrobioną z łachmanów i słomy, którą następnie wrzuca do ogniska. Po żurowej środzie przychodzi zielony czwartek. Jeszcze w latach 60. na pograniczu polsko-czeskim żywy był zwyczaj czwartkowych modlitw w ogrodzie. Wieczorem każdy z członków rodziny choć na chwilę szedł porzykać wśród zieleni, na pamiątkę modlitwy Pana Jezusa w Ogrójcu.
Chłopcy z klapaczkami
W czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej po śpiewie „Chwała na wysokości Bogu” na znak żałoby, zdrady Judasza i początku męki Chrystusa milkną wszystkie dzwony i dzwonki, które do wieczornej liturgii wielkosobotniej zastępowane są drewnianymi kołatkami, zwanymi też klepaczkami, klapaczkami czy klekotkami. dźwięk z kościelnej wieży, wybijający pory dnia, zastępowali, a w niektórych miejscowościach wciąż zastępują chłopcy klekoczący ręcznymi kołatkami. W jednych parafiach zachował się zwyczaj chodzenia po wiosce, w innych okrążania kościoła, jedni chodzą raz w ciągu dnia, inni kilka razy. Jak opisuje Kornelia Lach, w Bolesławiu przekazana tradycja mówi, że chłopcy tradycyjnie rozpoczynają klekotanie w południe od modlitwy „Anioł Pański”, a później obchodzą wszystkie ulice, wystukując rytm „raz–dwa”, „raz–dwa–trzy”. Przyklękają przy każdym krzyżu, gdzie stukają nierównomiernie i odmawiają „Ojcze nasz”. Najstarsi idą na końcu i zbierają dary od mieszkańców, którymi na zakończenie klekotania się podzielą. Podobnie jest i w innych miejscach, choć sam zwyczaj różnie jest nazywany. A w Borucinie, gdzie chłopcy z kołatkami i tragaczykami dzielą się na grupy, z których każda chodzi po innej części miejscowości: Dziedzinie, Chabowcu i Zidlunku, wszystko kończy się tradycyjnymi bitwami na jajka, rozgrywanymi między poszczególnymi grupami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |