O problemach rodziny na Chełmszczyźnie, wsparciu, jakie może otrzymać i o „sprytnych” bezrobotnych z dr Lucyną Kozaczuk, dyrektorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Chełmie, rozmawia ks. Rafał Olchawski.
Ks. Rafał Olchawski: Patrząc na sytuacje rodziny na Chełmszczyźnie, czy może Pani wskazać jakiś szczególny problem, z którym się ona zmaga i jest on charakterystyczny dla regionu?
Dr Lucyna Kozaczuk: – Wydaje się, że nie ma takiego wyróżnika. Zapoznając się ze statystykami ogólnopolskimi, muszę stwierdzić, że głównym powodem ubiegania się rodzin o świadczenia jest czynnik ekonomiczny, czyli bardzo niskie dochody lub ich brak. W kraju bezrobocie wynosi 11 proc., a w naszym regionie ok. 20 proc. Rzadziej spotykamy się tu z narkomanią, przemocą w rodzinie. Małe środowisko, jakim jesteśmy, sprawia, że ludzie stają się mniej anonimowi niż w wielkich aglomeracjach.
Jakie formy pomocy oferujecie rodzinom, które borykają się z brakiem pieniędzy czy pracy?
– Najbardziej powszechnymi są zasiłki – dostępne w każdym ośrodku podobnym do naszego – które rodziny otrzymują, gdy spełniają odpowiednie kryteria. Jak w każdej gminie, mamy pulę pieniędzy na dożywianie dzieci w szkołach. W tym momencie z tej pomocy korzysta 1600 uczniów. Ważnym miejscem jest Centrum Integracji Społecznej, gdzie kształcą się, podwyższają swoje kwalifikacje osoby od wielu lat bezrobotne, a także borykające się z problemem alkoholowym. Gwarantujemy systemową długotrwałą pomoc, gdyż w ich przypadku nie wystarczą krótkoterminowe kursy. Co roku kierujemy tam od 40 do 50 osób. Wielu udaje się po pewnym czasie podjąć pracę. Zrezygnowaliśmy z organizacji szkoleń, które wydawały się modne, nazwy brzmiały pięknie, ale po ich ukończeniu nasi klienci nie znajdowali pracy, np. warsztaty wizażu czy stylizacji paznokci. Teraz inwestujemy w kursy bardziej kosztowne, ale dające większe możliwości podjęcia pracy. Takim projektem była możliwość podnoszenia kwalifikacji dla kierowców i szkolenie w zakresie przewozów materiałów niebezpiecznych.
Już trzeci rok chełmski MOPR realizuje projekt „Razem wśród ludzi”. Jakie działania kryją się za tą nazwą?
– W ramach tego projektu stosujemy różne formy aktywizacji naszych podopiecznych. Mamy doskonałe rozeznanie w środowisku i to my składamy ofertę wzięcia udziału m.in. też ludziom notorycznie uchylającym się od pracy. Jeśli odrzucają propozycję, czasami odmawiamy im pomocy, jaką mieli dotychczas. Nie przedstawiamy naszej oferty chorym, którzy pod opieką mają inne osoby czy małe dzieci. W tym roku obejmiemy tym projektem 179 osób. Po wstępnej rekrutacji przedstawiamy możliwość ukończenia różnych kursów przy wsparciu psychologicznym i pomoc doradcy zawodowego. Część osób z dużymi problemami osobowościowymi kierujemy również do wspomnianego już CIS-u. Tam staramy się kształtować podstawowe umiejętności organizacji życia, bo dla niektórych problem stanowi zwykła punktualność i odpowiedzialność. Motywacją jest świadczenie integracyjne w wysokości 790 zł. Jednak całość otrzymują tylko ci, którzy sumiennie wypełniają obowiązki. W ramach tego projektu realizujemy również mniejsze przedsięwzięcia lokalne. W ubiegłym roku zorganizowaliśmy program dla rodzin wychowujących małe dzieci. Ukończyło go 40 osób. Ojcowie i matki mieli możliwość uczestniczenia w kursach zawodowych, a dodatkowo w zajęciach z prowadzenia gospodarstwa domowego. Mogli uczyć się gotowania prostych potraw. Otrzymali całe wyposażenie kuchni. Później pracownicy socjalni sprawdzali, czy przyniosło to jakieś rezultaty. Oprócz tego podopieczni uporządkowali swoje osiedle i posadzili wiele ozdobnych krzewów. W tym roku będziemy podejmować podobne działania, ale tym razem dla mieszkańców kolejnych osiedli.
Z naszej rozmowy wynika, że wśród bezrobotnych znajdują się osoby, które po prostu stronią od pracy. Jaki procent stanowią?
– Myślę, że ok. 30 proc. Żyją one na koszt państwa. Przyczynia się do tego niewątpliwie niespójność systemu z zakresu zabezpieczenia społecznego. To wynagrodzenie za pracę powinno być podstawowym źródłem utrzymania rodziny i jednocześnie podstawowym czynnikiem motywującym do jej podjęcia, a nie świadczenia socjalne. Na przykład taka rodzina z czworgiem dzieci. Żona podaje do sądu męża o alimenty. Ten zgadza się na płacenie po 500 zł na każde z nich, chociaż w kieszeni nie ma ani złotówki (nigdy nie pracował i nie ma zamiaru). Komornik jest tu bezradny. Ostatecznie my wypłacamy 2000 złotych rodzinie plus inne zasiłki, co daje około 3000 złotych netto – miesięcznie. Małżonkowie żyją razem, bo obecnie nie jest wymagana separacja. Ten człowiek nigdy nie będzie chciał pracować. My oczywiście skrupulatnie wszystko sprawdzamy, odsyłamy do prokuratury, podejmujemy inne kroki „dyscyplinujące” – umieszczenie na krajowej liście dłużników, odebranie prawa jazdy, ale to rzadko działa. Często ze względu na dzieci nie pozostaje nic innego jak tylko nasza pomoc.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |