– Dziś babcia nie tylko siedzi w domu i pilnuje wnuków. Ona jest kreatywna i aktywna, i również uczestniczy w wychowaniu – mówi Zofia Zaorska, twórczyni pierwszej w Polsce szkoły babć.
Marzeniem pani Zofii jest stworzenie miejsca, gdzie rodzice mogliby przyjść wypić herbatę i zostawić swoje dziecko pod fachową opieką wykwalifikowanej babci. – Dopiero ruszamy z takim pomysłem w jednej z klubokawiarni w Lublinie. Wierzę, że nasze babcie będą z powodzeniem potrafiły zająć się nie tylko swoimi wnukami, ale także przypadkowymi dziećmi – podkreśla.
By coś ze sobą robić
Pani Jola i Ewa należą do sekcji teatralnej. Cztery lata temu Lucyna Szabłowska emerytowana przedszkolanka z pasją, postanowiła założyć „babciowy” teatr. Tak powstała Bajarka. Niedawno aktorki świętowały swój pięćdziesiąty występ. Głównym wyposażeniem grupy teatralnej jest parawan i samodzielnie zrobione kukiełki. – Jest nas osiem – mówi babcia Jola. – ciągle za mało. Wszystko co robimy, robimy dla dzieci i dla własnej satysfakcji. Mamy naprawdę duży potencjał.
Występy Bajarki to forma wolontariatu. Teatr nie czerpie ze swojej działalności żadnych zysków, a jak podkreślają jego aktorki, jest rozchwytywany zarówno w Lublinie, jak i w okolicznych miejscowościach. – Mamy więcej zaproszeń, niż możliwości ich realizacji – mówi pani Jola. Babcie występują w przedszkolach i innych placówkach dziecięcych. – Musimy się uczyć ról, ciągle ćwiczyć – opowiada babcia Ewa. – Jak weszłam do tego teatru zdałam sobie sprawę, jak trudna w tym wieku jest nauka czegoś na pamięć. Więc jest to dla nas także gimnastyka umysłu, która daje niezwykłą satysfakcję. W środowisku, gdzie mieszkam, fakt, że ja występuję w teatrzyku, o którym czasem napiszą w prasie czy powiedzą w telewizji, jest prestiżem. Człowiek ma od razu większe poczucie własnej wartości – śmieje się pani Ewa. – Moja 3-letnia wnuczka jest ze mnie dumna. Nawet ze mną występowała. Kiedyś by mi do głowy nie przyszło, że będę aktorką.
Pani Ewa do szkoły babć i na spotkania teatralne dojeżdża do Lublina dwadzieścia kilometrów. – Opuszczam zajęcia, jak już jestem bardzo chora. Warsztaty psychologiczne pomagają nam zrozumieć nasze wnuki, ale także i nas same, a przy nauce zabaw dziecięcych świetnie się bawimy. Pani Zosia naprawdę zaraziła nas swym potencjałem i motywacją, by coś ze sobą robić.
Do szkoły babć przez trzy lata chodził także superdziadek. – Teraz jest naszym fotografem – mówi pani Zosia. – Ciągle czekamy na kolejnych dziadków, bo to szkoła zarówno dla superbabć jak i superdziadków.
Walka o przetrwanie
Dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że warto edukować babcie. Problemem pozostaje jedynie brak pieniędzy na tę edukację. – Nie wiem czy uda mi się uruchomić kolejną edycję od września – pani Zofia nie kryje smutku. – Jest sporo chętnych na zajęcia, ale za wykłady i warsztaty prowadzącym trzeba zapłacić. Wszystkim wokół podoba się inicjatywa szkoły dla babć, każdy mówi, że to superpomysł, tylko niestety nikt nie jest w stanie wesprzeć inicjatywy finansowo. W budżecie miasta ani w żadnym projekcie unijnym nie ma przewidzianych środków dla seniora. Szkoła Super Babć, która powstała w Koszalinie w 2009 r. na wzór lubelskiej szkoły, już nie istnieje. Nie było pieniędzy na działalność. Warsztaty prowadzi jeszcze szkoła w Warszawie i Białymstoku. – Wiem, że na pewno przeżyją u nas dwie grupy: opowiadaczy i teatralna – mówi Zofia Zaorska. – Włączyłam się w projekt prowadzony przez miasto, i na nie dostanę pieniądze. Co z resztą, zobaczymy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |