To co wydarzyło się w mojej historii, od chwili gdy wybiegłam z kliniki Planned Parenthood w otwarte ramiona Koalicji dla Życia, nie było planowane.
Książkę można wygrać w naszym KONKURSIE.
To co wydarzyło się w mojej historii, od chwili gdy wybiegłam z kliniki Planned Parenthood w otwarte ramiona Koalicji dla Życia, nie było planowane – przynajmniej przeze mnie. I kiedy oglądam się teraz wstecz, dostrzegam w tym wszystkim dzieło Bożej opatrzności. Jeśli mogłabym zasiać jedno ziarnko w sercach tych, którzy mnie teraz słyszą, wyryta w nim prawda brzmiałaby następująco: Warto być posłusznym Bogu i zaufać Mu do końca. Kiedy stajemy się posłuszni, Bóg rozwija przed nami czerwony dywan! Co prawda, nie oznacza to wcale, że czeka nas łatwa droga, ale jest to z pewnością podróż przygotowana z myślą o nas.
Odnajduję głęboki pokój w słowach z Listu do Filipian 3, 13-14:
„…zapominając o tym, co jest za mną, a zwracając się ku temu, co przede mną, biegnę ku mecie po nagrodę, do której Bóg wzywa w górę w Jezusie Chrystusie”.
Wiedziałam, że „zapomnienie o tym, co za mną” nie będzie łatwe. Ciążyła mi świadomość tego, że tak długo dbałam o interesy Planned Parenthood. Czułam się wykorzystana i było mi głupio, że wcześniej nie dostrzegłam tej prawdy. Ale towarzyszyła mi także radość, ponieważ teraz biegłam już w dobrych zawodach. Ruszyłam przed siebie 5 października, kiedy to wybiegłam, i to dosłownie, ze swojego gabinetu i zatrzymałam się przed drzwiami Koalicji dla Życia, zupełnie nie wiedząc, co mnie czeka, z tą jedynie pewnością, że sam Bóg kazał mi tam iść. A teraz – kilka tygodni po tym, jak stałam się bohaterką niedzielnych wiadomości, i gdy wisiało nade mną widmo rozprawy w sądzie – uświadomiłam sobie, że mam w tym biegu widownię. I to pomimo moich starań, żeby nie nadawać całej sprawie rozgłosu. Bóg rozwinął przede mną czerwony dywan, wprowadzając mnie tym samym wprost na scenę publiczną! Przyznaję, że najbardziej rozbawił mnie fakt, iż Pan użył do tego taktyki Planned Parenthood.
Poniedziałek po moim telewizyjnym wystąpieniu, w którym opowiedziałam o przemianie swojego serca oraz o odejściu z Planned Parenthood i przyłączeniu się do Koalicji dla Życia, przyniósł lawinowe zainteresowanie ze strony mediów. W biurze Koalicji telefony rozdzwoniły się już z rana. I nie mam na myśli kilku telefonów, ale dosłownie setki.
Nie musiałam już utrzymywać w tajemnicy moich kontaktów z Koalicją dla Życia, więc z ogromną ulgą wyruszyłam rano do ich biura. Czułam się taka wolna! Tęskniłam za powrotem do nich już od tygodni. Byłam przyzwyczajona do aktywnego życia i tygodnie ukrywania się w domowym zaciszu stanowiły dla mnie nie lada wyzwanie, pomimo iż bardzo ceniłam sobie czas spędzany z Grace. Podjechałam pod biuro Koalicji około siódmej trzydzieści. Shawn, Bobby oraz Karen byli już na miejscu i rozmawiali o naszym niedzielnym wystąpieniu w wiadomościach telewizyjnych. Chwyciłam za mopa i zaczęłam myć podłogę, robiąc użytek z rozpierającej mnie energii. W biurze Jeffa mieliśmy się stawić z Shawnem dopiero przed południem, mogłam więc zakasać rękawy i trochę popracować.
Około ósmej do biura weszła Heather.
- Abby, o rany! – przerwała na moment. – Wyglądasz tak pięknie! Nigdy jeszcze takiej cię nie widziałam!
Zmywałam akurat podłogę, więc pomyślałam, że się ze mnie nabija. Ale po chwili uświadomiłam sobie, że jednak nie.
- Jesteś taka promienna! Tryskasz szczęściem.
- Masz rację! – dodała z uśmiechem Karen. – Nie musi się już ukrywać.
I wtedy zrozumiałam, co miała na myśli – nie chodziło jedynie o to, że właśnie dobiegło końca moje prawie dwutygodniowe ukrywanie się przed światem, to moja dusza została wyzwolona. Bóg uwolnił moje wnętrze, wyprowadził moją duszę z mroków poczucia winy, z którym zmagałam się tak długo. I radość, którą czułam, rzeczywiście ze mnie emanowała.
Obydwie serdecznie mnie uściskały.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |