Są pod telefonem dzień i noc. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś zadzwoni, że trzeba przyjechać po dziecko, które pozostało bez opieki.
Przez pierwsze dni są szczęśliwe, bo mają co zjeść, nikt na nie krzyczy, nareszcie mają swoje zabawki. Potem jednak przychodzi refleksja – gdzie jestem i dlaczego. – Najgorsze dla nich jest nie to, że trafiają do naszego domu, lecz świadomość, że choć mają rodziców, wujków i ciocie, nikt z rodziny się nimi nie interesuje. Najciężej jest uleczyć z bycia niekochanym – dodaje siostra dyrektor. W siostrzanym domu dzieci nadrabiają też duchowe zaległości. Są takie, które trzeba przygotować do chrztu, do I Komunii świętej czy bierzmowania, bo w rodzinnym domu nikt o tym nie pamiętał.
Jak budować dom?
Ostrowiecki ośrodek „Nasz Dom” to tylko przystanek w drodze ku normalnemu życiu. Siostry wraz z wychowawcami i pracownikami społecznymi robią wszystko, aby pobyt dzieci w ośrodku był jak najkrótszy. – Osiemnaścioro dzieci znalazło już nowych rodziców. To jest nasze największe szczęście. Najczęściej adoptowane zostają te najmłodsze, ale czasem i te starsze, a nawet całe rodzeństwa trafiają do tej samej rodziny – mówią. Mimo że wiele rodzin stara się o adopcję, to jednak cały proces nie jest łatwy. – Trzeba poznać rodzinę, powody, dla których chce adoptować dziecko, czy będzie umiała zaakceptować je i pokochać. Wiele adopcji okazuje się bardzo trafionymi decyzjami. Niestety, zdarza się, że dziecko wraca do naszego ośrodka, bo coś nie wyjdzie. Wtedy jest najtrudniej – wyjaśnia s. M. Chabior.
Innym dzieciom siostry szukają rodzin zastępczych, aby mogły poznać normalne rodzinne życie. Taki dom mają przecież potem same zbudować. – Nie jest to łatwa praca, bo często one całą swoją złość i żal wylewają na nas, ale za chwilę przychodzą się przytulić. Trzeba je wyściskać, jak prawdziwa mama, dać dużo rodzicielskiego ciepła i zrozumienia. Tym starszym trzeba wszystko tłumaczyć, motywować do nauki, bo jak każde nastolatki dają „popalić”. Często starsze dzieci zdążą nabrać złych nawyków ze swoich domów i są jakby zarażone rodzinną patologią, trzeba im więc tłumaczyć, że można żyć inaczej, że nie są skazane na podobne życie, że mogą zbudować inaczej swoją przyszłość. Zawsze, jak coś nabroją, wiedzą, że trzeba zawołać siostrę. Jesteśmy jak lek na ich biedę – dodaje z uśmiechem siostra i... idzie na umówiony mecz w piłkę.
Duchowe macierzyństwo
Przez ostrowiecki „Nasz Dom” przeszło już wielu wychowanków. Wiele też sióstr tu właśnie uczyło się, jak być dobrą siostrą zakonną i mamą. – Jeśli siostra ma powołanie, to w jej sercu znajdzie się wystarczająco dużo miłości i do Jezusa, i do każdego dziecka. A nawet jeśli się zdenerwuje, to jest to z miłości i troski o dziecko, żeby je dobrze wychować. Tu w pełni realizuje się nasze duchowe macierzyństwo – wyjaśnia siostra Dorota Dryniak
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |