Dane statystyczne nt. nielegalnej aborcji w krajach rozwijających się, jakie przedstawiają raporty Instytutu Alana Guttmachera (AGI), placówki związanej z największym aborcyjnym providerem Planned Parenthood, są niewiarygodne i służą jedynie lobbowaniu na rzecz szerokiego dostępu do aborcji – takie wnioski płyną z analizy dokonanej przez naukowców z czterech uniwersytetów w USA, Meksyku i Chile.
Obrońcy życia i wielu lekarzy od dawna wiedzieli, że strategia środowisk proaborcyjnych polega na przekonywaniu społeczeństwa, że istnieją „bezpieczne” i „ ryzykowne-nielegalne” aborcje i zwiększenie dostępu do tych pierwszych ma spowodować, że będzie coraz mniej przypadków śmierci kobiet poddających się nielegalnym praktykom aborcyjnym. Zwolennicy aborcji dowodzą, że w krajach, gdzie zostanie ona zalegalizowana, mniejszy będzie ogólny współczynnik aborcji. Orężem w lobbowaniu na rzecz takiej tezy są właśnie publikowane cyklicznie raporty nowojorskiego Instytutu Guttmachera. Przedstawiają one w większości nieprawdziwe liczby nt. legalnych i nielegalnych aborcji, jednak zbyt rzadko są one publicznie kwestionowane.
Tym razem 6 epidemiologów z 4 uczelni wyższych w USA, Meksyku i Chile dokładnie sprawdziło i porównało szacunkowe dane przedstawiane przez AGI nt. liczby nielegalnych aborcji w Meksyku z rzeczywistymi liczbami w oparciu o oficjalną statystykę aborcyjną dostarczoną przez władze Federalnego Dystryktu Meksyku oraz potwierdzone przez niezależną agencję pozarządową. Okazało się, że rozbieżności między szacunkami AGI i twardymi faktami są gigantyczne.
Według AGI w 2006 roku w Meksyku dokonywano od 725 070 do 1 024424 nielegalnych aborcji. Tymczasem w 2007 roku – po tym jak aborcja tam została zalegalizowana i kiedy można byłby się spodziewać, że nawet wzrośnie liczba aborcji – oficjalne dane mówią o 10 137 aborcjach. Jest to liczba 70-100 razy mniejsza niż szacował wcześniej AGI.
Instytut obliczał, że w 2009 roku w Meksyku dokonywano 122 455 legalnych aborcji, jednak ich faktyczna liczba była dziesięciokrotna mniejsza – 12 221. Jak zauważali naukowcy, aby zawyżyć dane nt. przypadków śmierci matek umierających z powodu nielegalnej aborcji, Instytut włączał do swej statystyki kobiety, których śmierć miała związek z ciążą pozamaciczną, poronieniem lub innymi komplikacjami zdrowotnymi. Dzięki takiej metodologii, uzyskany przez AGI współczynnik śmiertelności kobiet związanej z nielegalną aborcją był o 35 proc. większy niż w rzeczywistości.
Dr Jacqueline C. Harvey, bioetyczka z Teksasu, zauważa, że podobnej strategii, polegająca na fabrykowaniu mylnych i przesadzonych danych nt. nielegalnej aborcji i przypadków związanej z nią śmierci kobiet, Instytut używa w stosunku do krajów Afryki. Według Harvey, nie jest to czymś nowym w strategii lobby aborcyjnego. Pisał o tym nieżyjący już dr Bernard Nathanson, nawrócony lekarz aborcjonista, który na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku był jednym z czołowych zwolenników legalizacji przerywania ciąży w USA. Wtedy właśnie, jak pisze w swej książce, aby zjednać sobie opinię publiczną, fabrykowano dane nt. nielegalnej aborcji. Choć liczba nielegalnych aborcji w Stanach w tym czasie wynosiła około 100 tys., mediom podawano liczbę miliona. Choć przypadków śmierci kobiet z powodu nielegalnej aborcji było rocznie 200-250, media powtarzały zmyśloną przez aborcyjnych lobbystów liczbę 10 tys.
Według danych Roberta Johnston, amerykańskiego naukowca, którego raporty nt. aborcji uchodzą za najbardziej obiektywne, na całym świecie od 1922 do 2012 dokonano prawie miliard aborcji, co stanowi jedną siódmą obecnej ludności świata.