Jezus ma dwie siostry: Jadzię i Tereskę, Maryja zna się na krowach, Józef to geodeta, a Baltazar… handluje choinkami.
Kocham cię, tatusiu
Dwuletnia Tereska, sepleniąc, prosi Andrzeja – Tatusiu, a teraz Mickey Mouse i Daisy – tato po chwili wahania włącza komputer. – Oglądają to od dwóch miesięcy. Zakochane w tańczących zwierzakach – uśmiecha się, patrząc, jak młodsza córeczka sadowi się koło starszej, czteroletniej Jadzi. Jest więc chwila na rozmowę. Ania miała być lekarką albo leśnikiem. Jest zootechnikiem, i to na tyle obiecującym, że kończy pisać pracę doktorską o „Wpływie długości okresu zasuszenia krów rasy polskiej holsztyńsko-fryzyjskiej od- miany czerwono-białej różniących się wiekiem na ich stan zdrowia, wydajność mleczną, skład chemiczny siary oraz wyniki odchowu cieląt”. Ma 28 lat. Andrzej jest od niej o rok starszy. Jako geodeta pracuje w Wałbrzychu. – W tej pracy podoba mi się to, że jest zajęciem zarówno w terenie, jak i za biurkiem – mówi. Oboje jednak nie ukrywają, że ambicje zawodowe i naukowe schodzą na drugi plan, gdy w grę wchodzi macierzyństwo i ojcostwo. – Pamiętam taki późny wieczór, gdy ze zmęczenia wydawało mi się, że jest już noc, a Jadzia nie dawała nam spać… przyszła do nas i prosiła, żeby wyjść z nią do toalety. Z wielką niechęcią i nerwami zmusiłem się do towarzyszenia małej – wspomina Andrzej. – I wtedy gdy córeczka usiadła na sedesie, westchnęła i powiedziała: „Kocham cię, tatusiu”. Mnie zamurowało, a serce chciało wyskoczyć z piersi ze szczęścia. To było pierwsze w życiu „Kocham cię” naszej pierworodnej – wspomina. Dzisiaj, gdy kariera i zarabianie pieniędzy oraz wygoda decydują o tym, kiedy i ile chce się mieć dzieci, Wieliczkowie są jakby z innej planety. – Na razie mamy troje, ale piątka to taka optymalna cyfra – uśmiecha się Ania, tuląc w ramionach sześciomiesięcznego Franciszka.
W rodzinie jak na obozie
Po pracy, gdy Andrzej przez kilkadziesiąt minut tarza się po dywanie ze swoimi córeczkami, gdy czyta im książeczki albo pomaga zorganizować świat lalkowego domu – po prostu odpoczywa. Lubi przymierzać się do świata Jadzi i Tereni, żeby popatrzeć na codzienność z innej perspektywy. To odświeża, ułatwia przeżywanie trudności, pobudza do radości. – Czemu akurat piątka? – zastanawia się Ania. – To pewnie przez harcerstwo. Przekonaliśmy się bowiem, że dzieci wychowuje się o wiele lepiej w grupie, i to gdy jest ona zróżnicowana wiekowo. Przez lata organizowaliśmy zbiórki, obozy, wyprawy i wiemy, że to naprawdę działa – mówi. W harcerstwie odnaleźli się dosyć późno, bo w wieku nastu lat. – Mnie fascynuje w harcerstwie przygoda i przyjaźń – mówi Andrzej. Ania wspomina o tym samym, tylko nieco inaczej: – Tam się coś działo, to mnie pociągało, a potem przyszły znajomości i przyjaźnie, więc łatwo było o mocną więź emocjonalną. Oboje są przekonani, że harcerstwo to niezastąpiona szkoła odpowiedzialności, wrażliwości i rezygnacji z siebie. Czyli? – szkoła małżeństwa i rodziny. – Dzisiaj wiele kobiet boi się macierzyństwa, narosło wokół niego wiele mitów, pokazuje się je w krzywym zwierciadle, nagłaśnia się patologie. Wszyscy liczą, kalkulują, a potem mówią: „nie, nie teraz” albo nawet: „nigdy w życiu”. A to zupełne nieporozumienie – zapewnia. – Są w życiu sprawy, których nie wolno mierzyć upływającym czasem i których nie warto przeliczać na pieniądze, bo wtedy życie przestaje mieć sens, bo miłość wtedy sensu nie ma – dodaje młoda matka. – Co mi po zaoszczędzonych na dzieciach pieniądzach, możliwościach i czasie, jeśli na końcu pozostaje obłędna samotność i emocjonalna próżnia? Spłacając swój dług wobec Zawiszaków, Andrzej i Ania nadają swoim dzieciom imiona patronów poszczególnych grup wiekowych w organizacji: św. Jadwiga Królowa patronuje harcerkom, św. Teresa z Lisieux troszczy się o przewodniczki, św. Franciszek opiekuje się wilczkami. – Teraz, żeby zrealizować plan, potrzebujemy jeszcze dwóch synów: Jerzego (patron harcerzy) i Ignacego (z Loyoli – przewodnik wędrowników) – uśmiecha się Andrzej.
Orszak pełen znaków
Bycie mężem i żoną, ojcem i matką – to najważniejsze role w ich życiu. – Dlatego, kiedy zaproponowano nam udział w Orszaku Trzech Króli, nie zastanawialiśmy się ani przez chwilę. Potem przyjrzeliśmy się całej sytuacji na spokojnie i odkryliśmy, że to nie tylko przygoda i zabawa – opowiadają Wieliczkowie. Będą odgrywać rolę Świętej Rodziny, ich Franuś jako Jezusek przypominać będzie prawdę o tym, że Bóg opowiada się po stronie życia, każdego. Oni sami jako Maryja i Józef staną się znakiem małżeństwa, w które wkracza Bóg po to, by z tego, co trudne i zaskakujące, wyprowadzać błogosławieństwo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |